Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Do Duńczyków odesłali prokuraturę Amerykanie

Treść

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie oczekuje na realizację wniosku o pomoc prawną skierowaną do Danii. Oficjalnie wniosek dotyczy "kwestii technicznych" związanych z funkcjonowaniem telefonu satelitarnego na pokładzie samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101, który uległ katastrofie 10 kwietnia 2010 roku. Prokuratura nie ujawnia szczegółów.

Wniosek o pomoc prawną w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej do Królestwa Danii został wysłany przez stronę polską pod koniec stycznia. Prokuratura nie ujawniła szczegółów tego wystąpienia. Oficjalnie wiadomo jedynie, że wniosek dotyczył "kwestii technicznych" związanych z funkcjonowaniem telefonu satelitarnego na pokładzie Tu-154M. - Nie mamy odpowiedzi na ten wniosek, jest on wciąż w realizacji - poinformował nas kpt. Marcin Maksjan z biura rzecznika prasowego Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Pytany o szczegóły wniosku zaznaczył, że prokuratura nie przekazuje opinii publicznej szerszej informacji na temat wniosku.
Nieoficjalnie "Nasz Dziennik" ustalił, że wniosek skierowany do Danii to ruch prokuratury "na wyczerpanie tematu", nie tyle związany z dążeniem do potwierdzenia relacjonowanej przez Jarosława Kaczyńskiego treści rozmowy przeprowadzonej z Lechem Kaczyńskim 10 kwietnia 2010 roku ok. godz. 8.20, ile z próbą wydobycia dodatkowych informacji z zapisów przeprowadzonych w czasie lotu rozmów. Jak ustaliliśmy, pierwotnie polscy śledczy zwrócili się o pomoc w tej sprawie do Stanów Zjednoczonych. Wystąpienie to jednak zakończyło się niepowodzeniem. Amerykanie wskazali jedynie na specjalistę, który autorytatywnie mógłby stwierdzić, czy polska prośba jest możliwa do zrealizowania. W ocenie naszego rozmówcy, polski wniosek do Danii jest właśnie próbą dotarcia do jednego ze znanych fachowców i uzyskania opinii m.in. na temat możliwości odtworzenia rozmów przeprowadzanych z pokładu samolotu. Jak usłyszeliśmy, wprawdzie Amerykanie, wskazując duński ślad, dali śledczym cień nadziei, ale w praktyce szanse na powodzenie wniosku są iluzoryczne, chociażby z uwagi na fakt, że żadna ze specsłużb nie będzie chętna do podzielenia się informacjami na temat swoich tajnych działań operacyjnych.
Już wcześniej media sugerowały, że Duńczycy według nieformalnego podziału ról wojskowych służb specjalnych NATO odpowiadają za nasłuch satelitarny i dysponują w tym zakresie najlepszym sprzętem i specjalistami. Jednak kpt. Maksjan dopytywany przez "Nasz Dziennik" o tę kwestię zaznaczył tylko, że w mediach "pojawiają się różne rzeczy, niekoniecznie zgodne z rzeczywistością".
Nasze informacje potwierdził jednak mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego. Zauważył, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie dąży do weryfikacji relacji złożonych przez Jarosława Kaczyńskiego, ale chce - jeżeli rozmowy z telefonu satelitarnego zostały faktycznie zarejestrowane - dokonać ich analizy z punktu widzenia "innych okoliczności", które towarzyszyły tym rozmowom. Istnieje prawdopodobieństwo, że na nagraniach mogły znaleźć się głosy, dźwięki dobiegające z pokładu samolotu, które mogłyby przynieść dodatkowe informacje na temat przebiegu lotu. - Chodzi nie tyle o konkretną rozmowę, ile o rozmowy przeprowadzane z telefonu satelitarnego znajdującego się na pokładzie samolotu i - w mojej ocenie - nie należy w tym wniosku doszukiwać się sensacji. Z pewnością nie wpisuje się on w teorię, jakoby prezes Jarosław Kaczyński i śp. prezydent Lech Kaczyński rozmawiali m.in. o lądowaniu w Smoleńsku - zaznaczył mec. Rogalski.
Z informacji oficjalnie przekazywanych przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie wynika, że strona polska do dziś nie otrzymała telefonu satelitarnego z pokładu Tu-154M, co więcej - polscy śledczy nie mają pewnych informacji o losie tego sprzętu. Zestaw satelitarny składał się ze stacji bazowej, trzech słuchawek oraz linii faksowej. Strona polska otrzymała od Rosjan jedynie część jednej słuchawki. Nie wiadomo, co stało się z pozostałym sprzętem: czy przetrwał katastrofę, czy też pozostaje w dyspozycji Rosjan. Wiadomo jedynie, że Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) zadeklarował, iż Rosjanie przekazali do Polski wszystkie "mobilne środki łączności". Równocześnie Służba Kontrwywiadu Wojskowego zapewniała, iż utrata tych urządzeń nie niosła za sobą ryzyka przechwycenia przez Rosjan materiałów tajnych lub kryptograficznych. Ustalono dotychczas, że w czasie lotu z telefonu satelitarnego korzystał Lech Kaczyński, prezydent RP, który ok. 8.20 kontaktował się z bratem w sprawie stanu zdrowia matki. Rozmowa została przerwana po około minucie. Z pokładu samolotu połączenia miała też wykonywać pracownica Kancelarii Prezydenta RP.

Marcin Austyn

Nasz Dziennik 2011-05-06

Autor: au