Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Do czterech razy sztuka?

Treść

Dwa tygodnie temu w Bahrajnie Robert Kubica nie zdobył punktów, a wyścig zapisał się w kronikach jako wyjątkowo nudny i pozbawiony emocji. Wszyscy mają nadzieję, że w niedzielę w Australii będzie lepiej. Fani Formuły 1 liczą na mocne wrażenia, a my czekamy na dobry wynik Polaka z teamu Renault. - Nasz bolid ma wiele silnych stron, a my ciągle pracujemy, aby wydobyć z niego jeszcze więcej - przekonuje Kubica, który w trzech startach w Melbourne ani razu nie dojechał jeszcze do mety.
Pierwszy w sezonie wyścig nie był dla francuskiej stajni specjalnie udany. Kubica zaraz po starcie został uderzony przez Niemca Adriana Sutila z Force India i spadł na koniec stawki. Nawet szaleńcza pogoń nie pozwoliła mu później odrobić wszystkich strat i ostatecznie zajął jedenaste miejsce. Rosjanin Witalij Pietrow w ogóle nie dojechał do mety, wyeliminowały go problemy natury technicznej. Wielki triumf święciły za to czerwone bolidy ze znaczkiem Ferrari, które zajęły dwa pierwsze miejsca. Wygrał Hiszpan Fernando Alonso, czyli debiutant we włoskim zespole, przed Brazylijczykiem Felipe Massą. Przez większą część dystansu prowadził Niemiec Sebastian Vettel z Red Bulla, pewne zwycięstwo odebrały mu kłopoty z autem. Ogólnie jednak wyścig pozostawił po sobie niesmak. Emocji było w nim jak na lekarstwo, zakaz tankowania spowolnił tempo jazdy, brakowało manewrów wyprzedzania, czyli tego, co kibice kochają najbardziej. "Nudy" - to było najczęściej powtarzane słowo. Jak będzie zatem w Australii?
Liczymy, że przede wszystkim lepiej dla Kubicy. Polak lubi tor Albert Park, choć nie ma związanych z nim dobrych wspomnień, gdyż... ani raz nie osiągnął na nim mety. W 2007 roku wyeliminowała go awaria skrzyni biegów. W kolejnym starcie wszystko wyglądało świetnie, bo uplasował się na drugim miejscu w kwalifikacjach, ale marzenia o wysokiej lokacie odebrał mu Japończyk Kazuki Nakajima, który wjechał w tył bolidu krakowianina. Przed rokiem jeszcze na trzy okrążenia przed metą był trzeci, wtedy zaatakował Vettela, a ten zareagował jak nowicjusz i spowodował wypadek, niszcząc doszczętnie oba bolidy. Za kierownicą BMW-Sauber Kubicy się zatem w Melbourne nie szczęściło, może inaczej będzie w Renault. Sam jest optymistą. - Nasz bolid ma wiele mocnych stron, ale nieustannie pracujemy nad poprawą osiągów i to nie tylko na torze, ale i w fabryce w Enstone, gdzie cały zespół haruje po 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu - mówi. - Już przed inauguracją sezonu byłem przekonany, że tor w Melbourne będzie dla nas bardziej korzystny od obiektu w Bahrajnie. Gdy zobaczyłem inne bolidy w akcji i przekonałem się, w jakim znajdujemy się miejscu, utwierdziłem się w tym przekonaniu. Tor jest wymagający, sprawia sporo problemów z przyczepnością, szczególnie na początku weekendu. Przygotowując się do wyścigu, musimy zwracać dużą uwagę na sterowność samochodów i stabilność podczas hamowania. Wierzę, że pokażemy dobrą formę i potwierdzimy tu nasz potencjał - wyraża swoje nadzieje.
Renault na Grand Prix Australii przygotowało szereg kolejnych nowinek aerodynamicznych, m.in. nowe przednie skrzydło i zmodyfikowane tylne. Ma to pomóc w realizacji celów, którymi są miejsca Kubicy i Pietrowa w trzeciej części sobotnich kwalifikacji oraz walka o punktowane pozycje w niedzielę. Skuteczna. - Robert w Bahrajnie podróżował tempem porównywalnym z McLarenem i Mercedesem, dlatego możemy z nimi konkurować. Ferrari i Red Bull wydają się obecnie jeździć w innej lidze - przyznaje Alan Permane, główny inżynier wyścigowy francuskiej stajni. Takie też są powszechne odczucia; faworytami rywalizacji będą zatem Alonso, Massa i Vettel. Zwycięstwo kogoś innego byłoby prawdziwą niespodzianką.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-03-26

Autor: jc