Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Długa lista błędów trenera

Treść

- Jakie miejsce będzie Pana satysfakcjonowało? - zapytaliśmy przed rozpoczęciem rundy jesiennej trenera Stefana Majewskiego. - Oczywiście, w czołówce, przecież w poprzednim sezonie zajęliśmy 4. lokatę. - Co znaczy miejsce w czołówce: drugie, trzecie czy może szóste? - To zależy, jak dużą stratę punktową będziemy mieć do lidera. Jeśli 2-3 punkty, to może być nawet miejsce szóste, jeśli strata będzie duża, to nie zadowoli mnie nawet trzecia lokata - stwierdził szkoleniowiec. Jak skończyła się ta jesień - wszyscy wiemy. Zespół jest na 12. miejscu, do liderującej Wisły Kraków "Pasy" tracą 31 punktów, do drugiej Legii 21, do trzeciego Lecha 17. Strefa barażowa tuż, tuż, krakowianie wyprzedzają ekipy Widzewa i Polonii Bytom tylko o dwa punkty. Trafne roszady Kiedy w październiku 2006 r. trenerem, po Stefanie Białasie, został Stefan Majewski, Cracovia miała po 9 ligowych kolejkach tylko 9 punktów i zajmowała 13. miejsce w tabeli. I Majewski dokonał kilku trafnych posunięć, m.in. personalnych. Znalazł miejsce w ataku dla Marcina Bojarskiego, dał szansę gry Pawłowi Szwajdychowi jako skrajnemu pomocnikowi, przegrupował kulejącą do tej pory obronę, która zaczęła grać w 3-osobowym składzie. - Zawsze łatwiej o porozumienie w trójce niż w czwórce - argumentował. "Pasy", jako jedyne w lidze, zaczęły grać systemem 3-5-2. Drużyna zaczęła zbierać punkty, na koniec rundy jesiennej była już na 7. miejscu, a wiosnę 2007 roku zakończyła na wysokim czwartym miejscu, przed takimi potentatami jak Wisła Kraków czy Kolporter Korona. Czy nie było to miejsce na wyrost? Dzisiaj trener i piłkarze przyznają, że w poprzednich rozgrywkach Cracovii dopisywało szczęście. - Wszystko niemal wpadało do "sieci". Stwarzaliśmy trzy pozycje i były z tego dwie bramki - mówi Jacek Wiśniewski. Pierwsze rysy Ale już w poprzednich rozgrywkach pojawiły się pierwsze rysy. Majewski systematycznie odstawiał od gry Piotra Gizę, zarzucając mu, że za mało biega po boisku, za mało angażuje się w grę defensywną. I po sezonie trener rozstał się z Gizą. Jakby zapomniał, że to efektowne bramki tego piłkarza w meczach w Wodzisławiu i Kielcach dały Cracovii zwycięstwa. Gdyby tych punktów nie było, nie byłoby czwartego miejsca w lidze. Większość fachowców piłkarskich uważa, że pozbycie się Gizy było niewybaczalnym grzechem Majewskiego. Ale chyba jeszcze większym było nieściągnięcie na takiego zawodnika, który w taktyce Majewskiego łączyłby w sobie cechy kreatora i wojownika (takimi piłkarzami są np. w lidze Cantoro czy Zganiacz). Owszem, takich piłkarzy jest w Polsce niewielu, ale należało szukać. Tymczasem trener uznał, że rolę środkowego pomocnika, z wieloma zadaniami ofensywnymi, będą mogli spełniać Jacek Wiśniewski czy młody Karol Kostrubała. Wiśniewski, co sam szczerze przyznaje, nie ma takich predyspozycji. Może w jednym, dwóch meczach zagrać w takiej roli na zasadzie "strażaka", ale tak naprawdę jest defensywnym pomocnikiem. Podobnie jak Kostrubała, który zagrał nieźle w kilku meczach tej jesieni, ale kontuzja wyeliminowała go z gry. Skoro mowa o Kostrubale, to na plus tej rundy trzeba zapisać Majewskiemu systematyczne wprowadzanie do pierwszego składu młodych zawodników - takich jak Bartłomiej Dudzic czy Mateusz Urbański. Inna sprawa - czy Dudzic jest już lepszy od Bojarskiego, a Urbański od Łukasza Skrzyńskiego? Tego typu pytań jest więcej, choćby dlaczego tak długo nie dostawał szansy gry Łukasz Szczoczarz? Za wąska kadra W rundzie jesiennej Majewski miał w kilku meczach spore problemy ze skompletowaniem kadry na mecze ligowe. Było bowiem sporo kontuzji (Michał Karwan, Bojarski, Dariusz Kłus, Kamil Witkowski, Dariusz Pawlusiński, Szczoczarz, Szwajdych kilkakrotnie Wiśniewski), kilku graczy nie mogło grać za żółte kartki (Kłus, Arkadiusz Baran). I wówczas okazało się, jak bardzo wąska jest kadra "Pasów". Była ona już za szczupła nim przychodził Majewski, o czym nieraz mówił sam trener. Tymczasem pozbywając się Gizy, Piotra Bani, Marka Bastera i Joao Paulo Heidemanna, Majewski ściągnął tylko Przemysława Kuliga i Witkowskiego. Z wypożyczenia wrócił Szczoczarz. Zapowiedzi przed rozgrywkami były inne. Prezes mówił o trzech milionach złotych, które chce przeznaczyć na zakupy. A sprowadzono graczy niemal za darmo, bo nic nie kosztowali Kulig i Szczoczarz, drobne pieniądze zapłacono za Witkowskiego. Kadra Cracovii, zamiast liczyć 24-25 pełnowartościowych piłkarzy, liczyła raptem 16-17 osób, do nich dochodzili zawodnicy z Młodej Ekstraklasy. Jeden Nowak to za mało W preferowanym przez Majewskiego systemie gry bardzo trudną, niewdzięczną rolę mają do spełnienia obaj skrajni pomocnicy. Muszą przez 90 minut biegać od jednego pola karnego do drugiego, muszą nie tylko atakować, inicjować akcje ofensywne, ale także wspierać trójkę obrońców. Tymczasem na te newralgiczne pozycje trener Cracovii nie znalazł przed sezonem ani jednego zawodnika! Tak na dobrą sprawę jedynym piłkarzem o predyspozycjach do takiej gry jest Paweł Nowak, choć on też pod koniec tej rundy gonił resztkami sił. Ani Marcin Bojarski, ani Dariusz Pawlusiński, występujący najczęściej na tej pozycji, nie potrafią grać dobrze w defensywie. Obaj się to tego przyznają. Ich siłą jest gra ofensywna. Nie da się "ograć" ligi, Pucharu Polski, Pucharu Ekstraklasy jednym skrajnym pomocnikiem. Wystarczy przeanalizować większość bramek, jakie ostatnio straciła Cracovia. Padały po oskrzydlających zagraniach rywala, bo boczni pomocnicy nie nadążali za akcjami ofensywnymi rywala. Wzmocnić boki pomocy Dlatego jeśli słyszymy teraz o zakupach - a prezes Janusz Filipiak zapowiada, że chce kupić co najmniej trzech, czterech w pełni ukształtowanych piłkarzy - to przede wszystkim powinno się wzmocnić drugą linię "Pasów". Jeśli trener Majewski nie zmieni taktyki i będzie chciał nadal grać trójką obrońców, potrzebni są co najmniej dwaj, jeśli nie trzej skrajni pomocnicy. To jest po prostu nieodzowne. Tym bardziej że w zespole Młodej Ekstraklasy, która jest zapleczem dla pierwszej drużyny, też nie widać zawodników o takich predyspozycjach. Na pewno dużym talentem jest Mateusz Jeleń, ale jakoś zgasł w tej rundzie. Ale może zgasł dlatego, że ten nietuzinkowy gracz, o dobrej technice ma inklinacje do gry ofensywnej i nie mieści się w taktyce Stefana Majewskiego i Bartłomieja Zalewskiego? Nadrzędna jest taktyka czy indywidualne predyspozycje graczy? Jak to pogodzić? W totalnym futbolu każdy piłkarz powinien angażować się zarówno w grę ofensywną, jak i defensywną, ale są zawodnicy, których głównym atutem jest technika, świetne podanie, są graczami kreatywnymi, a w grze defensywnej mogą być co najwyżej średniakami. Zmuszani do gry w destrukcji tracą to, co jest ich największym atutem (tak było w przypadku Gizy). Podobny problem jest z Maciejem Iwańskim w Zagłębiu Lubin. Pytany niedawno na ten temat młody trener Zagłębia Rafał Ulatowski odrzekł: - Więcej daje zespołowi dobra gra Iwańskiego w ofensywie niż przeciętna w obronie. Niezrozumiała polityka personalna Majewski konsekwentnie trzyma się systemu gry z trójką obrońców. Trzeba przyznać, że w minionej rundzie wykazał się pewną odwagą: przeszedł z systemu 3-5-2 na 3-4-3. Ta zmiana została wymuszona przez życie, w pewnej chwili trener nie miał bowiem kogo wystawić w środku pomocy, a napastników miał stosunkowo wielu (Tomasz Moskała, Bojarski, Pawlusiński, Witkowski, Szczoczarz, Dudzic). Osobny rozdział to polityka personalna. Dla piłkarzy i kibiców niezrozumiała. W poprzednim sezonie Majewskiemu podpadł Giza, w tej rundzie najpierw Bojarski (pierwsze spotkania zaczynał na ławce rezerwowych, a przecież był ważnym graczem w minionych rozgrywkach - 5 goli, 11 asyst), potem Wiśniewski, na koniec jesieni Skrzyński. Odstawienie na boczny tor Skrzyńskiego jest niezrozumiałe. Jeśli ktoś w obronie nadawał się do zmiany, to Kulig, który ma na sumieniu kilka goli (w meczu z Ruchem tak "kręcili" nim rywale, że Marcin Cabaj o mało co nie pobił na boisku kolegi). Na pewno Mateusz Urbański ma duży talent, ale czy nie należało ustawić obrony w składzie: Urbański, Skrzyński, Radwański? Proszę jednak spojrzeć - kto siada na ławce rezerwowych: gracze, którzy decydowali o obliczu zespołu za czasów Wojciecha Stawowego (wyjątkiem jest Wiśniewski). Dlaczego Majewski ich teraz upokarza? Przecież nie grają gorzej od kolegów, a czasem nawet lepiej. Nie muszą go kochać! Najsłabszy punkt w pracy Majewskiego to stosunki międzyludzkie w zespole. Trener mówi, że ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Ja tego nie widzę. Bo żarty na treningu przy strzelaniu karnych wcale nie świadczą, że obie strony się kochają. Zresztą zawodnicy wcale nie muszą kochać trenera. Zwłaszcza takiego jak Majewski, który jest zwolennikiem szkoły niemieckiej - piłkarz ma być gotów do gry, trener nie będzie się tłumaczył przed nim, dlaczego nie wystawił go do składu. Trener musi mieć jednak autorytet. Piłkarze muszą czuć, że jest to nie tylko dobry fachowiec piłkarski, ale człowiek sprawiedliwy, prawy. ANDRZEJ STANOWSKI W naszej ocenie skupiliśmy się tylko na plusach i minusach trenera Majewskiego. O piłkarzach następnym razem "Dziennik Polski" 2007-12-12

Autor: wa