Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dlaczego przeciwko ratyfikacji traktatu z Lizbony

Treść

Piotr Łukasz J. Andrzejewski Rozwiązania proponowane traktatem z Lizbony nie urzeczywistniają w sposób zadowalający zasad i wartości, które legły u podstaw integracji europejskiej i określiły jej cele. Jako zwolennik integracji europejskiej widzę rolę poszczególnych państw jako suwerennych, ukształtowanych historycznie podmiotów prawa międzynarodowego, w tym chrześcijańskiej Polski, jako równouprawnionych eurokonstruktorów w procesie integracji. U podstaw kształtowania zjednoczonej Europy opartej na sprawnej i szybko reagującej strukturze przewodzenia informacji, decyzji i podejmowania działań zewnętrznych we wspólnym interesie jej obywateli leży demokratyczne kryterium zachowania równości decyzyjnej każdego z państw jej członków na każdym etapie funkcjonowania Unii Europejskiej. Z rosnącym niepokojem obserwujemy, jak doraźna poprawność polityczna usuwa na drugi plan kryterium równych praw państw jako równych podmiotów w działaniu Unii, jak dalece ponadpaństwowe unijne struktury biurokratyczne w piętrowych procedurach osłabiają aktualną i przyszłą sprawność sprostania Europy globalnym wyzwaniom współczesnego imperializmu gospodarczego (Rosja, Chiny, Stany Zjednoczone and consortes, polityczne struktury międzynarodowego kapitału). Równi w swych prawach obywatele i równe w swych prawach jako podmioty prawa międzynarodowego państwa Europy tworzą rzeczywistą siłę Europy. Zakłócenie tej równości osłabia wolę aktywnego współdziałania i ogranicza jej możliwości. Pokusa wzmożonej konsumpcji środków unijnych z reglamentowaną wolnością jest wielka, ale nie powinna przeważyć w marginalizacji roli Polski i innych mniejszych państw - członków Unii w stosunku do takich państw jak Niemcy, Francja czy Anglia i ich interesów gospodarczych i politycznych. Modyfikowany traktatem z Lizbony system podejmowania wiążących członków Unii decyzji i stanowionego nadrzędnego nad prawem krajowym prawa unijnego z płynnym zakresem tej nadrzędności i zakresem przejmowanych kompetencji ponadpaństwowych Unii, także w dziedzinie wewnętrznej, narzuconym orzecznictwem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości - taką marginalizację pogłębia. Polska weszła do Unii Europejskiej na kompromisowo wynegocjowanych warunkach określonych w tzw. traktacie reformującym z Nicei. Hasło "Nicea albo śmierć" to politycznie sformułowany skrót swoistego non possumus - oznaczający, że nie można pogarszać z trudem wypracowanego paktu stabilizującego funkcjonowanie Unii Europejskiej. Dzisiejsza poprawność polityczna niweluje merytoryczną zasadność tego stanowiska. Przedłużenie funkcjonowania struktur decyzyjnych Unii oparto na głosowaniu w systemie z Nicei - będące osiągnięciem negocjacyjnym prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego ekipy - nie może przesłonić faktu, że za tę cenę pogarszamy pozycję Polski w Unii Europejskiej w przyszłości. Doraźne kombinacje polityczne nie mogą usunąć z pola widzenia konieczności programowania docelowego funkcjonowania zjednoczonej Europy w przyszłości. Nie kamuflujące zamiary traktaty reformujące, ale powrót do konstrukcji traktatu konstytucyjnego winien być postawiony na porządku dziennym parlamentów krajów tworzących Unię Europejską. Traktat ten winien gwarantować nienaruszalność konstytucji państw członkowskich przez wtórnie i pochodnie stanowione prawo Unii Europejskiej z konsekwencjami ograniczającymi w tym zakresie egzekucję orzeczeń Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ten uniwersalny postulat nie powinien posiadać jedynie wątłej podstawy preambuły do wewnętrznej ustawy uprawniającej prezydenta do złożenia podpisu pod traktatem, ale winien być sformułowany jako zasada traktatowa. Jestem zwolennikiem równej podmiotowości państw-członków Unii Europejskiej w systemie decydowania o ich losach jako państw. Traktat reformujący kamufluje rzeczywiste uzależnianie funkcji państw członkowskich od każdorazowego sytuacyjnego dyktatu Unii Europejskiej. W traktatowym protokole w sprawie wykonywania kompetencji dzielonej określono wiążąco, że "Jeżeli Unia prowadzi działania w pewnej dziedzinie, zakres wykonywania tych kompetencji obejmuje w y ł ą c z n i e elementy regulowane przedmiotowym aktem Unii"... Trudno nie zgodzić się z zastrzeżeniami do treści traktatu formułowanymi przez Jana Marię Rokitę, Mariana Piłkę czy Marka Jurka. Udawanie, że nie stwarza on ograniczenia suwerenności podejmowania decyzji przez organy państwa polskiego, jest polityczną manipulacją. W tak ważnych decyzjach dotyczących losów Polski i Polaków na dziesięciolecia wskazana jest szczególna rozwaga i rozeznanie, i w sumie decyzja powszechna w ogólnonarodowym referendum. Przy poszerzeniu zdolności podmiotowej i siły decyzyjnej Unii w jej przyszłym wspólnie ukształtowanym traktacie konstytucyjnym należy wyraźnie zagwarantować, że prawa stanowione przez Unię nie stoją ponad konstytucjami krajów członkowskich, a każde państwo w sprawach dotyczących jego suwerennych kompetencji wewnętrznych, poza wspólną polityką zagraniczną, ma nienaruszalne kompetencje i ewentualne prawo weta w określonych sprawach wynikających z samookreślenia, jak np. granice, nienaruszalność terytorium, prawa wyznaniowe, bezpieczeństwo itp. Zakres zobowiązań traktatu reformującego wymaga większej odpowiedzialności od polityków, którzy chcą podejmować decyzje z wyłączeniem obywateli swych krajów. Czy tak daleko sięga ich mandat elekcyjny? "Nasz Dziennik" 2008-04-01

Autor: wa