Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Debata w stanie lewitacji

Treść

Tej debaty niewielu się spodziewało. Nawet gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz proponowała datę i tematy spotkania z Jackiem Sasinem, brzmiało to niewiarygodnie i arogancko. Chciała niepodzielnie dyktować warunki, czas i okoliczności spotkania. I tak się stało. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Debatujący kandydaci byli sami – jak na bezludnej wyspie. Bez publiczności, bez kogokolwiek z zewnątrz, kto przypominałby o rzeczywistości i zakłócał dobry nastrój rozmówcom.

Tak stało się na wyraźne żądanie strony sztabu Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jej ludzie zadbali o roztoczenie wokół swojej kandydatki kokonu bezpieczeństwa – czegoś na wzór puchowej otuliny – tak by nie drasnął jej najmniejszy odprysk z tego starcia.

I rzeczywiście, nic jej nie musnęło. Od początku do końca prezydent miała wyjątkowo dobre samopoczucie. Nie zmącili go – usadowieni na tle Pałacu Kultury i Nauki – dziennikarze. A było ich – aż trzech. Dwaj z komercyjnych telewizji, jeden z publicznej. Mimo to nie byli w stanie zadać urzędującej prezydent choć jednego pytania, które wprowadziłoby ją w popłoch czy nawet drobne zakłopotanie. Ze stanu lewitacji na ziemię nie sprowadził prezydent także jej adwersarz. Na pytania odpowiadała płynnie, wręcz jakby czytała, kierując oczy ku górze. Jeden z komentujących internautów później nawet podejrzewał, że z telepromptera. Wielu obserwatorów odnosiło także takie wrażenie. Tego jednak na pewno nie wiemy. Prezydent – i to było widać – w studio TVN24 czuła się jak u siebie w ratuszu.

Oczywiście, mówiła, ile zbudowała, ile wyłożyła pieniędzy, ile zdobyła funduszy. Gdzie zwęziła chodniki, gdzie je poszerzyła, gdzie, co postawiła, gdzie, co zakopała, a gdzie wykopała. Szkoda, że nie wspomniała słowem o 165-procentowych podwyżkach czynszów, o 35-procentowym wzroście ratuszowej biurokracji, o niemal 50-krotnym wzroście podatku od nieruchomości, o ponad 80-procentowym wzroście cen biletów komunikacji miejskiej, o ponad 100-krotnym wzroście kosztów ceny metra sześciennego wody, o ponad 100-procentowym wzroście opłat za żłobki, o 160-procentowej podwyżce opłat za ścieki, o 150-procentowym wzroście opłat za przedszkola i o premiach, nagrodach na ponad… 300 mln zł – dla swoich urzędników w ratuszu.

Nie chciała pamiętać też o tym, że mieszkańcy warszawskich Bielan żyją na wysypisku śmieci, w atmosferze – dosłownie – kloaki. Wiosną i latem z powodu odoru zamykane są szkoły, żłobki i przedszkola, gdyż dzieci mdleją, oddychając stężonym, zatrutym powietrzem. Kto może, ewakuuje się z tego rejonu – jednak wszyscy nie mogą przecież wyjechać. Gronkiewicz-Waltz zapewnia, że jak ją warszawiacy znowu wybiorą, to znajdzie – po ośmiu latach – rozwiązanie. Mieszkańcy Bielan poznali się na prezydent, ale co z resztą warszawiaków? Czy przywrócą ją ze stanu lewitacji na ziemię?

Dr Hanna Karp
Autorka jest medioznawcą, wykłada w WSKSiM.
Nasz Dziennik, 24 listopada 2014

Autor: mj