Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Da... da... dawaj dziecko!

Treść

Obniżenia wieku przedszkolnego do dwóch lat domaga się Związek Nauczycielstwa Polskiego. Wkrótce obywatelski projekt nowelizacji ustawy oświatowej, pod którym zbiera podpisy ZNP, trafi do laski marszałkowskiej. Psychologowie dziecięcy i organizacje broniące praw rodziny biją na alarm: obligacja przedszkolna dla dwulatków to arcyszkodliwy pomysł, który rozwojowi dzieci nie sprzyja, wręcz go ogranicza. Skąd taki pomysł? Być może to sposób ZNP na zapewnienie etatów nauczycielskich w sytuacji niżu demograficznego.
To już druga próba ZNP wprowadzenia zmian w systemie oświaty. Pierwsza - sprzed dwóch lat, nie znalazła akceptacji Sejmu. Dlatego po wprowadzeniu pewnych zmian w lutym br. przedstawiciele związku zaczęli ponownie zbierać podpisy pod obywatelskim projektem zmian w ustawach o systemie oświaty oraz o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. O co dokładnie chodzi?
- Przyjęcie proponowanych zmian w ustawie o systemie oświaty oznaczałoby wprowadzenie możliwości objęcia edukacją przedszkolną dzieci już w wieku dwóch lat - tłumaczy Krzysztof Baszczyński, wiceprezes zarządu ZNP. W ten sposób art. 14a ust. 5 ustawy o systemie oświaty po przyjęciu zmian proponowanych przez ZNP brzmiałby: "Inne formy wychowania przedszkolnego mogą być organizowane dla dzieci w wieku 2-5 lat, w miejscu możliwie najbliższym miejsca ich zamieszkania". Obecnie "prawo do wychowania przedszkolnego" mają dzieci w wieku 3-5 lat, a wyjątkowo przedszkola mogą przyjmować dzieci 2,5-letnie.
Odpowiadając na pytanie, czy aby na pewno chodzi o możliwość, czy też obowiązek, Baszczyński zapewnia, że "to byłoby prawo rodzica, nie obowiązek". Rzecz w tym, że w przypadku tego typu zmian łatwo można te całkiem różne słowa zastąpić.
Pomysłowi obniżenia wieku przedszkolnego szybko przyklasnęło wiele lewackich organizacji. Projekt ZNP poparły m.in.: Fundacja Feminoteka, Porozumienie Kobiet 8 Marca, Partia Zieloni 2004, SLD, Fundacja MaMa, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Stowarzyszenie Aktywne Kobiety oraz Fundacja Promocji Zdrowia Seksualnego.
Wątpliwości, czy w tej inicjatywie rzeczywiście chodzi o dobro dzieci, mają niektórzy eksperci. - Już kilka lat temu przewidywaliśmy, że będzie się rozwijać tendencja do tego, by obniżać wiek oddawania dzieci do placówek przedszkolnych, jeśli zostanie obniżony wiek, w którym obowiązkowo będzie się posyłać dzieci do szkół - wskazuje prof. Urszula Dudziak, psycholog z Instytutu Nauk o Rodzinie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
Jakie skutki może mieć posyłanie dwulatków do przedszkoli? Jej zdaniem, może to ograniczyć rozwój emocjonalny maluchów. - Nawet ptaki nie wyrzucają przedwcześnie piskląt z gniazda, czyli dopóki nie nauczą się one fruwać. Tym bardziej ostrożnie do kwestii oddawania maluchów do placówek opiekuńczych powinien podchodzić rozumny człowiek - podkreśla psycholog z KUL.
Przedstawiciele ZNP upierają się jednak przy swoim. Zapytany, czy nie przeszarżowali z obniżeniem wieku przedszkolnego, wiceprezes związku zaprzecza. - Po pierwsze, nie jest to obowiązek, ale prawo. Ponadto jeśli to rodzic decyduje, to niczego dziecku nie odbiera, ale daje mu prawo do tego, by znalazło się w grupie rówieśniczej. Mój syn znalazł się w wieku 2 lat w takiej grupie, choć trzeba było wielu zabiegów - mówi. Wiceprezes dodaje, że w ramach proponowanych zmian należałoby też wrócić do angażowania pomocy nauczycielskich w przedszkolach.
Czemu w rzeczywistości miałyby służyć proponowane zmiany? - Może chodzi o to, że w związku z niżem demograficznym ktoś chce zwiększyć zatrudnienie nauczycieli, a nie troszczyć się o rozwój małego człowieka - zastanawia się prof. Dudziak.
Sceptycznie do projektu odnosi się także Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznika Praw Rodziców. - Dwa lata to wiek, w którym rozwój społeczny dziecka przebiega w różny sposób. Nie każde jest przygotowane na pójście do przedszkola - podkreśla. Zaznacza jednocześnie, że Stowarzyszenie popiera poszerzenie w Polsce dostępności do przedszkoli, ale dla dzieci w wieku 3-5 lat.
Stowarzyszenie opracowało również projekt zmian w systemie oświaty, ale zmierzający w zgoła innym kierunku. - Chcemy zmian w reformie dokonanej przez resort Katarzyny Hall, by rodzice mogli, a nie musieli posyłać dzieci do szkoły w wieku 7 lat - wskazuje Tomasz Elbanowski. Stowarzyszenie rozpoczęło już zbieranie podpisów pod swoim projektem.
Z rezerwą do pomysłu obniżenia wieku przedszkolnego odnosi się także Wojciech Jaranowski, rzecznik NSZZ "Solidarność" Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania, która poparła inicjatywę Stowarzyszenia Rzecznika Praw Rodziców. - To jakieś nieporozumienie, przecież są już żłobki dla dzieci w wieku do 3 lat - zaznacza.
O tym, że chodzi w rzeczywistości o pieniądze, może świadczyć też druga propozycja związku. ZNP chce bowiem również zmiany systemu finansowania przedszkoli. Drugi przygotowany projekt zmierza do tego, by "edukacja przedszkolna była objęta subwencją oświatową" - jak mówi prezes Błaszczyński. Co to w praktyce oznacza? Powrót do koncepcji finansowania przedszkoli z budżetu państwa, a nie z budżetów samorządów. Skąd taki pomysł?
- Dziś zarówno utrzymanie, jak i budowanie nowych przedszkoli leży w gestii samorządów. To się nie sprawdza. Wystarczy spojrzeć na liczby likwidowanych placówek przedszkolnych - tłumaczy wiceprezes ZNP. - Poza tym dziś rodzice są obciążeni czesnym za przedszkole. Gdyby edukację przedszkolną objęto subwencją oświatową, nie musieliby płacić, a do budżetów samorządów trafiałyby konkretne pieniądze, tak jak w przypadku szkół. Wtedy samorządy byłyby zainteresowane nawet rozwijaniem przedszkoli - dodaje.
Prezes ZNP Sławomir Broniarz wyliczył nawet, ile kosztowałoby to budżet państwa - 1,6 mld złotych. Kilka miesięcy temu przekonywał też, że projekt ZNP jest konkretną propozycją zmierzającą do realizacji założeń rządowego Planu rozwoju i konsolidacji finansów 2010-2011, który zakłada, że do 2020 r. 90 proc. polskich dzieci w wieku 3-5 lat chodziłoby do przedszkoli.
Co na ten pomysł Ministerstwo Finansów? - Z pewnością trzeba będzie poważnie przyjrzeć się każdemu projektowi, który zakłada zwiększenie wydatków z budżetu, skoro przygotowujemy projekty, które mają na celu ograniczenie deficytu budżetowego - ocenia Magdalena Kobos, rzecznik resortu. Zastrzega jednak, że szczegółowo resort odniesie się do projektu, gdy zostanie on złożony w Sejmie.
Nastąpi to już niedługo. Wiceprezes związku zapewnia, że propozycje poparło już ponad 100 tys. osób. - Właśnie wróciłem z gabinetu marszałka Sejmu. 9 lub 10 sierpnia złożymy projekt wraz podpisami. Jednak nadal zbieramy podpisy - dodaje.
Mariusz Bober
Nasz Dziennik 2010-07-16

Autor: jc