Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy Sikorski podziękuje Kaczyńskiemu

Treść

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nie mógł sobie wymarzyć lepszego początku przedprawyborczej kampanii niż to, co dostał od politycznych konkurentów. To o nim mówi się teraz najgłośniej, a członkowie jego partii, niezależnie do tego czy bardziej sympatyzują z konkurentem Sikorskiego w prawyborach Bronisławem Komorowskim, za ministrem swojego rządu muszą stanąć murem. W efekcie podnoszone przez największych wrogów politycznych Platformy tajemnicze zarzuty wobec Sikorskiego paradoksalnie powodują, iż obecny szef MSZ może mieć jeszcze złudzenia, że w starciu z Bronisławem Komorowskim nie stoi na straconej pozycji.
Być politykiem Platformy Obywatelskiej, który jest oskarżany bądź o coś podejrzewany zarówno przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, jak i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, to raczej nobilitacja dla działacza PO niż powód do zaczerwienienia się ze wstydu i złożenia dymisji ze wszystkich zajmowanych stanowisk. A jeżeli jest się oskarżanym nie wiadomo o co, bo "to tajemnica państwowa", tym dla konkurenta obozu politycznego Jarosława i Lecha Kaczyńskich jeszcze lepiej. Gdy ponadto dowiadujemy się, że formułowane zarzuty to żadna nowość, lecz jakiś odgrzewany kotlet sprzed ponad dwóch lat, który był już dyskutowany na czołówkach mediów i poddawany przez prezydenta premierowi Donaldowi Tuskowi pod rozwagę, tym lepiej. A jeżeli jeszcze do tego dodamy, iż te tajemnicze zarzuty politycznej opozycji dotyczą polityka prowadzącego kampanię wyborczą wewnątrz swojej partii - to już lepiej dla "oskarżonego" być chyba nie może.
W ciągu ostatnich kilkunastu dni, chcąc nie chcąc, zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Lech Kaczyński zrobili wiele dla promocji Radosława Sikorskiego, by - choć w Platformie Obywatelskiej jest od niedawna, a wcześniej był w rządzie Prawa i Sprawiedliwości - wśród działaczy PO był już postrzegany jako zasłużony kombatant walki ze "znienawidzonymi braćmi Kaczyńskimi". Sam Sikorski skrzętnie stara się wykorzystywać zamieszanie wokół swojej osoby. - Myślę, że powinniśmy się cieszyć, że pewne rzeczy we wszechświecie się nie zmieniają. Jak rozpoczynała się kampania prezydencka w Polsce, to Aleksander Kwaśniewski chudł, a bracia Kaczyńscy wyciągają haki. (...) Między innymi po to chcę być prezydentem, aby polityka hakowa i ci, którzy ją uprawiają - bracia Kaczyńscy, zostali odsunięci od wpływu na polskie sprawy - mówił Sikorski na antenie Radia Zet. Dla starającego się o bycie kandydatem Platformy w wyborach prezydenckich tajemnicze zarzuty opozycji to woda na młyn i podtrzymanie złudzeń, iż jest w stanie wygrać w prawyborach z mającym poparcie większej liczby prominentnych polityków PO Bronisławem Komorowskim. Tym bardziej że Platforma najwyraźniej wciąż chce wygrywać wybory hasłami nie bycia "za czymś", lecz "przeciw PiS-owi".
Premier wykorzystuje sytuację
Tę całą lawinę zdarzeń uruchomił w wywiadzie dla "Newsweeka" prezes Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński przyznał, że jest konkretna wiedza bądź wydarzenia, które Sikorskiego dyskredytują. Są jednak objęte tajemnicą państwową. "Wiem, ale nie powiem" Jarosława Kaczyńskiego doprowadziło, przy nieocenionej pomocy wielu rozdmuchujących sprawę do niebotycznych rozmiarów mediów, nawet do wymiany pism między prezydentem a premierem. Premier, wykorzystując sytuację w celu pomyślnego rozegrania sprawy dla swojej partii, zapytał w liście o zastrzeżenia prezydenta wobec szefa MSZ. Lech Kaczyński wczoraj odpowiedział. A treść tej odpowiedzi ujawniła opinii publicznej kancelaria premiera.
W liście prezydent zapewniał, że informacje dotyczące Sikorskiego, w których jest posiadaniu, nie odbiegają od zastrzeżeń co do kandydatury Sikorskiego na ministra spraw zagranicznych, o których Lech Kaczyński informował premiera w 2007 roku. Jednocześnie zadeklarował gotowość rozmowy z Donaldem Tuskiem, by swoje zastrzeżenia powtórzyć.
Prezydent napisał również: "List Pana Premiera zbiegł się w czasie z ogłoszonymi przez Pańską partię prawyborami, mającymi wyłonić kandydata Platformy Obywatelskiej na urząd Prezydenta RP. Zarówno list, jak i sugerowane w nim podanie do publicznej wiadomości treści naszej rozmowy z 2007 roku można potraktować jako próbę włączenia autorytetu Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej do wewnątrzpartyjnej dyskusji przedwyborczej. Z oczywistych powodów nie mogę zgodzić się na wciąganie mnie, jako Prezydenta RP, do doraźnej rozgrywki wewnątrz jakiejkolwiek partii". Na zgodę bądź nie prezydenta jest już jednak za późno. W sprawę jeśli nawet sam się nie wciągnął, to już został wciągnięty. Premier Donald Tusk wyraził niezadowolenie z odpowiedzi prezydenta. - Jestem oczywiście rozczarowany treścią listu, bo liczyłem na to, że i ja, i opinia publiczna dowie się tak naprawdę, o co chodzi, jeśli mówimy o jakichś pretensjach czy zastrzeżeniach pana prezydenta, czy jego brata, do Radosława Sikorskiego - mówił premier. Deklarował, że w tej sprawie z prezydentem spotykać się nie ma zamiaru.
Wczoraj prezydent Lech Kaczyński zaprosił ministra Sikorskiego do samolotu, którym udawał się na dzisiejszą uroczystość zaprzysiężenia nowego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Radosław Sikorski zaproszenie do wspólnego lotu przyjął.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-02-25

Autor: jc