Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy linia nr 602 zasilała smoleńską wieżę?

Treść

Z pilotem mającym wieloletnie doświadczenie w lotach na tupolewach (nazwisko do wiadomości redakcji ze względu na wydany pilotom PLL LOT zakaz wypowiadania się na temat katastrofy smoleńskiej) rozmawia Marta Ziarnik
Dobrze Pan zna smoleńskie lotnisko?
- Tak, byłem na miejscu i bardzo wnikliwie studiowałem jego dokumentację. Zasadniczo zostało ono gdzieś na początku tego roku ograniczone jedynie do bazy postojowej dawnych samolotów Ił-76. Na płycie lotniska stoi w tej chwili bardzo dużo wycofanych z eksploatacji samolotów po rosyjskim wojsku, ale także po Aerofłocie. One służyły jedynie do celów transportowych. W związku z tym to lotnisko nie było w jakiś szczególny sposób eksploatowane. Powiedziałbym nawet, że zostało "zamrożone". Jednak przed tymi zmianami na lotnisku w Smoleńsku były na pewno (wiem to od jednego z Rosjan) dwa kable podziemne, które zasilały cały obiekt. Z tego, co obecnie mówią Rosjanie, wynika, że te kable nie są już jednak używane. Obecnie lotnisko zasilają więc najprawdopodobniej ostatnie cztery przyłącza biegnące z podstacji Smoleńsk-Siewiernaja (która jest zaopatrywana przez elektrownię atomową w Diesnogorsku, oddaloną od niej o mniej więcej 70-100 kilometrów na południowy wschód od Smoleńska). Podejrzewam, że jedno z tych przyłączy jest w tej chwili podstawowe (newralgiczne) do zaopatrzenia również wieży i urządzeń lotniskowych. Trzy pozostałe są już raczej kablami awaryjnymi. Jak jest na sto procent, tego jednak nie wiemy. Informacje, o których mówię, wynikają bowiem z rosyjskiego protokołu z dochodzenia w sprawie faktu odłączenia linii wysokiego napięcia 602, do którego doszło na chwilę przed tragedią maszyny Tu-154M 101.
A co dokładnie zasilała zerwana linia 602?
- Tego dokładnie właśnie nie wiem. Nie dysponujemy takimi informacjami.
Jeśli lotnisko posiada cztery źródła zasilania, to chwilowe uszkodzenie jednego z nich mogło mieć jakiś większy wpływ na zaburzenia funkcjonowania samej wieży?
- Tego nie wiemy na sto procent. To jest kolejna tajemnica tej tragedii, do której MAK w ogóle się nie ustosunkował. A powinien. Jeśli jednak linia 602 faktycznie zasila wieżę, to jej zerwanie nie powinno w szczególny sposób zakłócić pracy, gdyż wieża powinna posiadać dodatkowe zasilanie awaryjne. Prawdopodobnie jednak trzeba je ręcznie uruchomić, i to spoza budynku wieży. Proszę także zwrócić uwagę na to, że prawdopodobnie bardzo dużo instalacji lotniska, jak radar czy znaczna część oświetlenia, to instalacje polowe, mobilne. Nie wiadomo, jak przyłączone były do sieci energetycznej i czy były podpięte pod alternatywne źródło zasilania i pod lotniskowe zasilanie awaryjne.
W protokole z dochodzenia w sprawie odłączenia linii wysokiego napięcia jest informacja, że przerwanie dostaw energii ze stacji elektroenergetycznej Siewiernaja nastąpiło w godzinach 10.39.35-10.41.11. Tymczasem ze stenogramów MAK wynika, iż polski samolot rządowy był wówczas na wysokości około 300-400 metrów.
- Nie tylko był na wysokości 400 m, ale w odległości 6 km od tej linii. Nasz samolot na pewno nie mógł zerwać tej linii energetycznej. Jest to niemożliwe. Nie zgadzają się nawet czasy. Nie mógł być ponad tą linią w momencie jej zerwania. W dodatku linia biegnie bardzo nisko, kilkanaście metrów nad ziemią, to linia średniego napięcia, taka sama jak w każdym mieście w Polsce.
W protokole czytamy, że przerwanie dostaw nastąpiło "przypuszczalnie z powodu upadku samolotu". W odległości 10 metrów znajdowały się szczątki samolotu.
- To jest właśnie bardzo zastanawiające. Rosjanie początkowo oficjalnie oświadczyli, że znaleźli na miejscu zerwania linii części polskiego samolotu. Później jednak przyznali, iż znaleźli jedynie kawałek skrzydła Tu-154M. Tyle że ten kawałek był oderwany w wyniku kontaktu z brzozą, nie ma raczej możliwości, aby coś odpadło od polskiego Tu-154M po kontakcie z kablami.
W jakiej dokładnie odległości od lotniska nastąpiło zerwanie linii 602? Część skrzydła była niby na poziomie słupa 2/4, to blisko ściętych drzew?
- Tak, linia jest odległa zaledwie kilkaset metrów od ogrodzenia lotniska. Polski Tu-154M 101 był wtedy 5--6 km od niej. Na zdjęciach satelitarnych widać koło początku pasa szosę i to właśnie wzdłuż niej biegnie linia wysokiego napięcia nr 602.
Jak ten kawałek skrzydła mógł się nagle znaleźć kilkaset metrów dalej od miejsca upadku?
- Znalazł się tam, bo samolot utracił go po zderzeniu z brzozą. Nie wykluczam, że nastąpiła rotacja tego fragmentu i przeleciał on własnym pędem jakąś odległość. Wbił się w ziemię 10 m od linii średniego napięcia. Najwcześniejszy moment oderwania tej części skrzydła to godzina 10.40.9, w stenogramie "odgłos zderzenia z masywem leśnym". Zerwanie linii nastąpiło znacznie wcześniej. Zastanawiające są jeszcze inne liczby: straż pożarna przybyła tam o 10.44, samochód Ministerstwa do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych około 10.50. Nie wiem zatem, dlaczego rosyjski minister do spraw sytuacji nadzwyczajnych podawał bardzo długo 10.56 jako godzinę katastrofy.
Jeśli linii nie zerwał Tu-154M, to w jaki sposób mogło dojść do jej uszkodzenia?
- Prawdopodobnie linię uszkodził zupełnie inny samolot, o którym jeszcze nie wiemy. Jeśli by tak było w rzeczywistości, to cała sprawa katastrofy naszego samolotu rządowego jeszcze bardziej by się skomplikowała. W każdym razie jest to moment w dalszym ciągu niewyjaśniony.
Moim zdaniem, mógł ją zerwać tajemniczy Ił-76M. Jest to bardziej prawdopodobne niż teza, jakoby zerwał ją polski samolot. Ił mógł ją musnąć swoim podwoziem, czyli gumowymi kołami. Mogły pozostać po tym jakieś ślady.
Są jakieś zdarzenia potwierdzające, że to Ił-76 zerwał linię?
- Z tego, co mi wiadomo, to nawet nie sprawdzono tej kwestii. Nie ma bowiem na ten temat żadnych komunikatów - ani po stronie polskiej, ani po rosyjskiej. Osobiście przeprowadzałem dla siebie taką małą symulację komputerową i moim zdaniem Ił-76 może być kluczowy w całej tej sprawie. Tymczasem MAK całkowicie go pominął. Informacje o tym samolocie nie występują w żadnych rosyjskich (ani nawet polskich) raportach itp. Ocenić jednak jego ewentualny wpływ na katastrofę moglibyśmy dopiero w momencie, gdybyśmy znali zapisy z wieży - czyli komunikaty Iła-76 z wieżą. Do tej pory dysponujemy jedynie informacjami ze stenogramu, że wspomniany Ił-76 tam się znajdował, że próbował lądować i w ostateczności odleciał. Mówiła o nim także załoga polskiego jaka.
Nie wiemy także, jaka dokładnie była rola wspomnianego iła. Pojawiająca się później wzmianka rosyjska mówiła o tym, że miał on przywieźć funkcjonariuszy służby federalnej do obsługi i zabezpieczenia uroczystości. Znając jednak Rosję, jest to niemożliwe, gdyż Rosjanie zabezpieczaliby ten teren już kilka dni wcześniej. Polski Tu-154M odleciał z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem względem planów. Tymczasem czas lotu iła pokazywałby, że Rosjanie planowali wysłać ochronę już po przyjeździe polskiego prezydenta. To po prostu niemożliwe. Tak więc dalej pozostaje pytanie o rzeczywistą rolę tej maszyny.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-07-14

Autor: jc