Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co uraża Komorowskiego

Treść

Zenon Baranowski


Pierwszy taki proces w historii polskich mediów. To bezprecedensowa próba zastraszenia Jacka Sasina przez prezydenta - uważają politycy i prawnicy. Bronisław Komorowski poczuł się urażony odwołaniem się w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" przez byłego prezydenckiego ministra do fragmentu rozmowy głowy państwa z szefem MSZ, w którym w niewybredny sposób obaj mieli żartować z katastrofy smoleńskiej.


- Jest to na pewno jakaś próba zamykania ust tym, którzy odważają się wystąpić krytycznie czy ujawnić jakieś informacje niekorzystne dla polityków związanych z obozem rządzącym - ocenia Andrzej Duda, były minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Jeżeli przenosimy się z dyskusji politycznych na poziom sądowy, to nie ma wątpliwości, że chodzi o to, żeby kogoś zastraszyć i zamknąć mu usta - dodaje. Podobne zdanie ma sam zainteresowany, przeciwko któremu pozew o naruszenie dóbr osobistych złożył prezydent Komorowski.
- Stało się to już niejako normalne ze strony polityków rządzącej opcji, bo słyszymy, że pan minister Graś grozi sądem wszystkim, którzy będą mówić o sprawie jego podpisów, więc to chyba taka próba trochę zastraszenia polityków innej opcji, żeby nie mówili o niczym, co mogłoby w jakiś sposób kłaść się cieniem na polityków PO, tak to traktuję - stwierdza Jacek Sasin.
- Niewykluczone, że prawnicy Komorowskiego ocenili, że jest szansa na to, że trudno będzie dowieść, że takie słowa padły, i stąd taki kontratak - uważa poseł Jarosław Zieliński (PiS).
Duda, jego kolega z Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego, również słyszał o dialogu, do którego miało dojść między Komorowskim, wówczas p.o. prezydentem, a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. - O sprawie, o której opowiedział w wywiadzie Jacek Sasin, wiedziałem wcześniej. Tą bulwersującą informacją podzielił się z nami Maciej Łopiński, kiedy jeszcze pracowaliśmy w Kancelarii Prezydenta, to było przed drugą turą wyborów prezydenckich - mówi obecny poseł PiS. - Minister Sasin jest osobą bardzo odpowiedzialną i jeżeli coś mówi, to miał podstawy, żeby to powiedzieć - podkreśla Zieliński. Zgodnie z przepisami to na osobie pozwanej w tego typu sprawach ciąży obowiązek wykazania prawdziwości wypowiedzianych słów, względnie wykazania, że działało się to w imię interesu publicznego, co wyklucza odpowiedzialność.
Zarówno Sasin, jak i Duda podkreślają, że odpowiednią reakcją ze strony Komorowskiego czy Sikorskiego na treść wywiadu powinna być polemika w mediach. Niestety, zabrakło jej. Zamiast tego złożono pozew. - Po tym jak, Sasin ujawnił tę informację, nie było reakcji z ich strony, wtedy nic się nie działo, dlaczego nie odpowiedział na to w mediach, a okazało się, że został złożony pozew - wskazuje Duda. - Nie ma wątpliwości, że zamiast dialogu politycznego w mediach dyskusja między politykami zostaje przeniesiona do sądu - ocenia.
Kancelaria Prezydenta i Sikorski zareagowali dopiero po pojawieniu się informacji o pierwszej rozprawie.
Reprezentujący Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim mecenas Piotr Pszczółkowski przypomina, że "treści szkalujące prezydenta Kaczyńskiego" ze strony Komorowskiego i Sikorskiego padały wcześniej. - Wystarczy przytoczyć wypowiedź Komorowskiego o ślepym snajperze, wypowiedź ministra Sikorskiego o byłym prezydencie Lechu Kaczyńskim - to mówi samo za siebie - stwierdza adwokat. - Brak elegancji wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego z ich strony był powszechnie znany - podkreśla. Dlatego adwokat jest zaskoczony pozwem prezydenta.
- Jeśli chodzi o wypowiedzi pana Komorowskiego, to można mu było parę procesów wytoczyć za to, co on powiedział jeszcze przed katastrofą - uważa Zieliński. - Ale uznaliśmy, że te wypowiedzi powinny być ocenione przede wszystkim przez opinię publiczną - dodaje. Podkreśla, że prezydent Kaczyński był obiektem wielu ataków w okresie swojej kadencji. - Gdyby prezydent Lech Kaczyński chciał wytaczać procesy, to codziennie musiałby je wytaczać w obliczu ataków, jakie miały miejsce ze strony obozu politycznego PO, ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska, ministrów rządu, polityków tej partii - mówi. - Trzeba by wytaczać nieustannie kolejne procesy, tego nikt nie robił, być może to był błąd - dodaje. - Sądy w Polsce są formalnie niezawisłe, ale czy zawsze sprawiedliwe? Tu można się mocno zastanawiać - twierdzi.
Prezydent miał się poczuć urażony następującym fragmentem wywiadu udzielonego przez Sasina: "Sami słyszeliśmy z Maciejem Łopińskim od personelu obsługującego gości w jednej z placówek prezydenckich w Warszawie, jak niedługo po katastrofie świetnie bawili się na zakrapianym alkoholem spotkaniu Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Według relacji byli wówczas w doskonałych nastrojach i w pewnym momencie Komorowski miał podobno powiedzieć do Sikorskiego: "Lecha nie ma, ale został nam jeszcze ten drugi". Na co Sikorski: "Nie martw się, Bronek, mamy jeszcze jedną tutkę". Jak nam mówiono, takie słowa tam wtedy padały".

Nasz Dziennik Wtorek, 6 marca 2012, Nr 55 (4290)

Autor: au