Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chude lata dla wojska

Treść

Tomasz Siemoniak pozostawiony przez Donalda Tuska na czele resortu obrony odkrył karty. Chce m.in. doprowadzić do reformy dowództw centralnych, wprowadzić typowo wojskową szkołę wyższą i dokonać korekt w założeniach planu modernizacyjnego armii na najbliższe lata. Po finansowych motywach zaniechania przetargu na samoloty szkolno-bojowe nietrudno odgadnąć, że rząd na wojsku będzie oszczędzać.

Pierwsze widoczne w armii zmiany mają być jednak pozytywne. Premier zapowiedział, że od 1 lipca 2012 roku służby mundurowe oraz żołnierze otrzymają 300 zł podwyżki. Kolejny wzrost płac rząd zapowiedział na koniec kadencji. Wcześniej - do końca czerwca 2012 r. - poznamy projekt szykowanej przez ministra Siemoniaka reformy dowództw. Kwestią tą w poprzedniej kadencji przez dwa miesiące zajmował się gen. Waldemar Skrzypczak, doradca szefa MON. Od czwartku działa już zespół, który ma dopracować szczegółowe rozwiązania. Znaleźli się w nim przedstawiciele instytucji MON oraz gen. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Z deklaracji Skrzypczaka wiadomo jedynie, że zmiany obejmują m.in. dyslokację dowództw, a zmiany obejmą tylko szczebel centralny i nie sięgną szczebla dywizji. Swoją wizję zmian ma szef BBN, który chciałby przekształcenia Sztabu Generalnego WP w organ planowania, doradztwa strategicznego i nadzoru oraz zintegrowania obecnych organów dowodzenia w dwa dowództwa strategiczne. Jedno z nich odpowiedzialne byłoby za bieżące dowodzenie wojskami, drugie odpowiadałoby za dowodzenie operacyjne w czasie wojen, kryzysów oraz za dowodzenie siłami wydzielonymi do misji zagranicznych.
Szef resortu obrony w najbliższych miesiącach planuje też wprowadzenie zmian do planu modernizacji technicznej armii do 2018 roku. Pierwszym wyrazem tych zmian było odwołanie przetargu na samolot szkolno-bojowy. Siemoniak wyjaśniał wówczas, że Siły Powietrzne potrzebują raczej samolotu o walorach szkolnych, i nie krył, że na decyzję o wycofaniu się z przetargu wpływ miały pieniądze. Nowy przetarg ma zostać rozpisany na wiosnę. Szef MON zapowiedział też, że resort zajmie się problemami Marynarki Wojennej, wymieniając tu ciągnący się program korwety "Gawron" oraz przyszłość fregat. Jeszcze w tym roku można się spodziewać ostatecznej decyzji w sprawie przetargu na śmigłowce dla Wojsk Lądowych. Minister Siemoniak nie krył jednak, że "trzeba się zastanowić, w jakiej kolejności i które rzeczy powinny być wcześniej realizowane". To oznacza jedno - na nowy sprzęt wojsko będzie musiało jeszcze poczekać. Powolne zmiany będą dokonywały się też w szkolnictwie wojskowym. Szef MON chce stworzyć jedną uczelnię o charakterze ściśle wojskowym, a dla pozostałych jednostek znaleźć rozwiązania odpowiadające potrzebom rynku edukacyjnego. Program przekształceń ma opracować jeszcze nieistniejący zespół, a zmiany mają następować stopniowo. Z zapowiedzi Siemoniaka wynika także, że polska armia ma liczyć 100 tys. żołnierzy zawodowych oraz 20 tys. osób pozostających w Narodowych Siłach Zbrojnych, które mają być wykorzystywane w sytuacjach kryzysowych. Na razie do NSR zgłosiło się 11,5 tys. ochotników. Ostatnim zadaniem MON w tej kadencji będzie wdrożenie wniosków z raportu komisji badającej katastrofę smoleńską. Taki plan został przedstawiony w sierpniu br.

Zmiana struktury czy szyldów?
Do zapowiedzi szefa MON ostrożnie podchodzi gen. dr Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM. - Obawiam się tego, że zapowiadana reforma dowództwa może oznaczać jedynie zmianę szyldów. Skoro jest się już tyle na stanowisku szefa MON, ma się doradców, to dziś oczekiwałbym konkretów, przedstawienia wizji, w jaki sposób kierowanie Siłami Zbrojnymi będzie realizowane na tym szczeblu strategicznym, ale też i w samej armii - zaznaczył. Generał Polko ocenił, iż przede wszystkim należałoby zwiększyć rolę Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, które mogłoby mocniej działać bardziej jako dowództwo operacji połączonych. Jak zauważył, umiejętność wspólnego działania i osiągania celów jest obecnie kluczem we współczesnych działaniach, podczas gdy obecnie rodzaje wojsk nie stanowią sprawnie współpracującego organizmu. Zdaniem gen. Polki, w ramach reformy należy pamiętać o dywizjach, bo wojskowi zwracali uwagę na fakt, że dywizje są wydmuszkami, że brakuje tam sprzętu, ludzi, a ich wartość bojowa nie odpowiada nazwie. Tu kluczem mogłaby być modernizacja, ale tylko gdyby została przeprowadzona rozsądnie i na odpowiednią skalę. - Wygląda na to, że minister będzie stawał przed wyborem, nie co rozwinąć, ale co zwinąć, podczas gdy armia już obecnie cierpi na niedostatek sprzętu. To efekt profesjonalizacji przy jednoczesnym obcięciu budżetu MON. Kiedy podstawy są kiepskie, nie da się tworzyć czegoś nowego - dodaje Polko. Jego zdaniem, w tej sytuacji nawet zapowiadana podwyżka uposażeń żołnierzy jest tu tylko przysłowiową marchewką. - Ważniejszy od samej podwyżki jest sens służby, możliwość rozwijania się w armii. Rozmawiałem z pewnym kapitanem, który obecnie się doktoryzuje, zna języki, jest świetnie wyszkolony, ma doświadczenie, ale odejdzie z armii, bo nie widzi w niej dla siebie możliwości rozwoju. Jest stagnacja, nie ma sprzętu, szkoleń, perspektyw. Niestety, tak wygląda dzisiejsza armia i minister Siemoniak raczej nie powiedział dotąd nic, co mogłoby ludzi zainspirować - tłumaczy.
Z kolei w ocenie Romualda Szeremietiewa, byłego szefa MON, sam w sobie pomysł zmniejszenia liczby dowództw po zmniejszeniu liczebności wojska jest słuszny. Nie jest jednak jasne, w jakim kierunku będą zmierzały przygotowywane reformy i jak będą one szerokie. Jego zdaniem, mówiąc o reformie, nie można też zakładać, że zmiany nie dotkną niższych szczebli armii. - Nie da się oddzielić struktur armii. Dowództwo wydaje rozkazy. Jeśli ono jest wprowadzone w stan zamieszania, to trudno spodziewać się, że będzie w stanie podejmować decyzje - dodaje Szeremietiew. Były szef MON przyznał też, że znając tylko zapowiedzi ministra, nie wyobraża sobie, w jaki sposób Siemoniak chce dokonywać zmian w szkolnictwie wojskowym. - To dość niejasna koncepcja, bo nie wiadomo, kogo miałaby kształcić ta jedna ściśle wojskowa uczelnia. Fizycznie niemożliwe jest skupienie w jednym miejscu szkół, w których obecnie kształcą się kadry Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej - konkluduje.

Marcin Austyn

Nasz Dziennik Poniedziałek, 21 listopada 2011, Nr 270 (4201)

Autor: au