Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Choroba wyższych sfer

Treść

Gruźlica, niestety, powraca. Tym razem jednak atakuje ludzi zdrowych i dobrze sytuowanych. Wśród pacjentów krakowskiego Szpitala im. Jana Pawła II, leczonych z powodu gruźlicy, znaleźli się nauczyciel, ekonomistka i lekarz. Pacjenci, również wykształceni, lekceważą chorobę. Coraz szybszy i niehigieniczny tryb życia - siedzenie w pracy po kilkanaście godzin, jedzenie w biegu, zbyt krótki urlop - powoduje, że zaczynają chorować ludzie młodzi, których do tej pory ta choroba nie atakowała. - Ludzie ukrywają chorobę i nie godzą się na proponowane leczenie, bo nie chcą stracić pracy - mówi dr Anna Prokop-Staszecka, ordynator II Oddziału Chorób Płuc w Szpitalu im. Jana Pawła II. - Sytuacja epidemiologiczna w Polsce poprawiła się w ciągu ostatnich 50 lat, ale pod względem liczby chorych nadal jesteśmy na jednym z pierwszych miejsc w Europie i mamy wskaźniki zapadalności jak kraje skandynawskie w latach 50. Do leczenia nie można nikogo zmusić, przynajmniej w praktyce, bo teoretycznie gruźlica ustawowo podlega obowiązkowi leczenia. - Nie możemy hospitalizować pacjenta bez jego zgody - mówi dr Prokop-Staszecka. - Lekarz pulmonolog nie może ścigać chorego, nawet jeśli jest to chory na gruźlicę ojciec, który potencjalnie zakaża rodzinę. Obserwujemy też, że ludzie przerywają leczenie. Bardzo rzadko powodem jest niepożądane działanie leków, a najczęściej: alkoholizm, bo podczas terapii nie wolno pić alkoholu, poprawa samopoczucia oraz - to właśnie nowość z ostatnich 10 lat - chęć powrotu do pracy z obawy przed jej utratą. Pani A. ma 28 lat i jest bardzo zgrabną wegetarianką. Wykształcenie wyższe, pensja powyżej średniej krajowej. Przez kilka miesięcy miała stany podgorączkowe i kaszlała. W diagnozę nie mogła uwierzyć. Gdy powiedziano jej, że leczenie trwa około pół roku, stwierdziła: "Ja mogę wziąć jedynie tydzień zwolnienia". Gdy tylko poczuła się lepiej, natychmiast pobiegła nie tylko do pracy, ale i do klubu fitness. - Wróciła do nas w fatalnym stanie - opowiada dr Anna Prokop-Staszecka. Gruźlica kojarzy się Polakom z biedą, alkoholizmem i marginesem społecznym. W dużym stopniu słusznie, ale - jak się okazuje - ani wykształcenie, ani zamożność nie chronią przed zachorowaniem. Żyjemy w złudnym poczuciu bezpieczeństwa, że uchroni nas szczepionka, którą każdy otrzymał w dzieciństwie - obecnie dzieci są szczepione jedną dawką - zaraz po urodzeniu. - W przypadku szczepionek na inne choroby tworzą się przeciwciała i komórki pamięci immunologicznej - tłumaczy dr Prokop-Staszecka. - W przypadku gruźlicy ochrona po szczepieniu BCG u dzieci jest krótka i trwa około sześciu lat. Szczepienie zapobiega tak naprawdę jedynie ostrej postaci choroby, gruźlicy prosówkowej i gruźliczemu zapaleniu opon mózgowo-rdzeniowych. Może się zresztą okazać, że nawet ta ochrona nie jest wystarczająca. Jeżeli dziecko ma w swoim otoczeniu osobę prątkującą i spadnie mu ogólna odporność np. w związku z infekcją wirusową, może zachorować. Naukowcy wciąż nie potrafią opracować skutecznej szczepionki. Duże nadzieje wzbudziło odkrycie genomu prątka w 1998 r.; mówiono wtedy, że szczepionka będzie gotowa w ciągu dwóch lat. Z tych planów nic jednak nie wyszło. - Z gruźlicą zetknął się z pewnością każdy z nas - twierdzi specjalista. - O tym, czy się zachoruje, decyduje przede wszystkim ogólny stan organizmu i odporność. Wiele osób przechodzi zakażenie nawet o tym nie wiedząc. Pozostawia ono np. drobne zwłóknienie w płucach czy zwapniały węzeł chłonny. W tych zmianach drzemią prątki i czekają na swoją okazję. Gdy u chorego spadnie odporność na skutek innego schorzenia - cukrzycy, nowotworu, grypy, gwałtownego odchudzania, stresu - prątki gwałtownie namnażają się i stawiają kropkę nad i. Lubią dobijać swoją ofiarę. Niestety, reforma służby zdrowia nie wpłynęła dobrze na diagnostykę, która spadła na barki i tak już obciążonych lekarzy pierwszego kontaktu. - Zaczynamy też odczuwać brak specjalistów pulmonologów, o czym na razie głośno się nie mówi. Bardzo też brakuje nam środków na profilaktykę - mówi dr Prokop-Staszecka. Specjaliści uważają, że za kilka lat trend spadkowy ulegnie odwróceniu; apelują do pacjentów i decydentów, aby nie zapominali o gruźlicy. - Ludzie często przyzwyczajają się do przewlekłego kaszlu - ostrzega dr Prokop-Staszecka. - Lekceważą go i przychodzą do lekarza dopiero wtedy, gdy pojawia się krew w plwocinie. Gdy są jakiekolwiek podejrzenia, zawsze warto zrobić zdjęcie rentgenowskie, może nawet na własny koszt. Zamiast na papierosy albo czekoladki warto wydać te 20-30 złotych na własne zdrowie. Gruźlica może dotyczyć każdego człowieka, a człowiek chory na gruźlicę płuc stanowi zagrożenie dla otoczenia. JOANNA SIERADZKA Bardzo groźne prątki Gruźlica jest wywoływana przez prątki - bakterie Mycobacterium tuberculosis. Jedna trzecia populacji ludności na całym świecie jest zakażona prątkiem. Rocznie umiera około 3 mln ludzi. Przeciętne ryzyko zachorowania osoby zakażonej wynosi 6-10 proc. Gruźlica atakuje, gdy człowiek jest osłabiony. W Polsce każdego roku czynną gruźlicę rejestruje się u około 12 tys. osób - to dużo w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Choroba może dotyczyć prawie wszystkich tkanek organizmu człowieka, ale najczęściej dotyczy płuc. Przenosi się głównie drogą powietrzną-kropelkową od człowieka chorego na zdrowego. (SIE) "Dziennik Polski" 2007-09-24

Autor: wa