Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chlebowski chce utrącić Schetynę?

Treść

Zbigniew Chlebowski wskazuje Grzegorza Schetynę jako naturalnego następcę Donalda Tuska na stanowisku premiera, gdy obecny szef rządu zaangażuje się w kampanię prezydencką. Schetyna natomiast odżegnuje się od opinii swojego klubowego kolegi i zaprzecza, że miałby zostać premierem. Wbrew pozorom oczywista kandydatura Schetyny na premiera tak oczywista chyba nie jest, a przynajmniej na jej utrącenie zdaje się jeszcze liczyć Zbigniew Chlebowski.

Nie chcę i nie planuję być premierem - odpowiadał wczoraj wicepremier Grzegorz Schetyna na słowa swojego kolegi klubowego Zbigniewa Chlebowskiego, który wskazał go jako naturalnego sukcesora Donalda Tuska. Jak wyjaśniał na antenie Radia Zet, decyzje o tym, kto mógłby przejąć obowiązki obecnego premiera, gdy ten angażuje wszystkie swoje siły w kampanię prezydencką, jeszcze nie zapadły. - Trudno mi powiedzieć, proszę zaprosić go i zapytać. On powinien być pytany i on powinien powiedzieć, czy coś nowego się stało - reagował Grzegorz Schetyna na słowa Chlebowskiego. Schetyna zacytował w tym kontekście znamienne słowa Marka Twaina: "Wiadomości o mojej śmierci są mocno przesadzone". Co oznaczałoby, że wicepremier odebrał słowa szefa klubu PO jako dla niego szkodliwe.
W poniedziałek Chlebowski stwierdził, że Schetyna to naturalny następca Tuska. - W tym momencie, kiedy premier koncentruje się na pracy gabinetu, Schetyna w dużej mierze odpowiada za funkcjonowanie partii, więc jest to naturalny kandydat i mogę to powtarzać przez najbliższe kilkanaście miesięcy aż do wyborów prezydenckich - mówił Chlebowski. Wczoraj potwierdził, że choć w partii nie zapadły żadne decyzje, to uważa Schetynę za naturalnego następcę Tuska na fotelu premiera.
Być może Chlebowski liczy, że jeszcze uda się utrącić kandydaturę Schetyny i to on - a nie szef MSWiA - będzie nowym premierem. Ambitny Schetyna jednak się asekurował, twierdząc, iż "wariant personalny" z premierem Tuskiem, który prowadzi politykę rządu, jest "najlepszy z możliwych", wysuwając jednocześnie koncepcję, że na czas kampanii prezydenckiej Donald Tusk mógłby pozostać na stanowisku, lecz być premierem urlopowanym.
Ostrożność, by jakąś nierozważną wypowiedzią albo czynem niepotrzebnie narazić się Tuskowi, jest co najmniej wskazana. Zwłaszcza że co jakiś czas pojawiają się doniesienia o wojenkach "politycznych dworów", wciąż chyba zaprzyjaźnionych polityków - Tuska i Schetyny. W październiku w mazowieckiej PO doszło do próby przewrotu i w miejsce przewodzącej PO na Mazowszu, popieranej przez Tuska Ewy Kopacz, wprowadzono posła Andrzeja Halickiego - człowieka Schetyny. Po interwencji premiera Kopacz na stanowisko jednak powróciła, a po późniejszej decyzji szefa PO, iż ministrowie muszą zrezygnować z funkcji kierowania regionami, obowiązków przewodniczącego Platformy na Mazowszu nie przejął wcale Halicki, lecz Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-01-28

Autor: wa