Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chcą powrotu fotokopii

Treść

Pełnomocnicy rodzin smoleńskich zapowiadają złożenie wniosków w sprawie przywrócenia możliwości robienia fotokopii z akt śledztwa dotyczącego katastrofy rządowego tupolewa. To efekt umorzenia przez prokuraturę wątku przecieku dużej partii akt, który stał się podstawą publikacji w tygodniku "Wprost". W reakcji na to prokuratura wojskowa zakazała wykonywania fotokopii.
- Będziemy rozmawiać w tej kwestii z prokuratorami, być może będą także wnioski. Mam nadzieję, że powrócimy do poprzedniej sytuacji, natomiast decyzja będzie zależała od prokuratorów, ponieważ to oni są decydentami postępowania - mówi nam mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich. - Mam nadzieję jednak, że prokuratorzy pochylą się nad poprzednio podjętą decyzją, zwłaszcza że będzie ona dobra dla rodzin bliskich ofiar - podkreśla adwokat.
Inny pełnomocnik mecenas Bartosz Kownacki podkreśla, że widzi sprzeczność decyzji prokuratury o umorzeniu ze stanowiskiem zakazującym wykonywania fotokopii. - Prokurator podejmując decyzje o zakazie fotokopii, argumentował to tym, że to może zaszkodzić śledztwu. Dlaczego więc w tym wypadku nagle zmienia zdanie, dlaczego to nie szkodzi śledztwu? W takim razie prokurator Karol Kopczyk bezpodstawnie zabronił nam robienia fotokopii z tych akt - podkreśla. Prokuratura argumentowała, że nie zaistniała szkoda w wyniku przecieku akt, w oparciu o które powstała publikacja "Wprost". Mecenas podkreśla, że utrzymywanie tego zakazu stanowi ogromne utrudnienie dla rodzin i ogranicza ich dostęp do dokumentacji śledztwa.
Pytani przez nas przedstawiciele Naczelnej Prokuratury Wojskowej informują, że na razie nie mają żadnych informacji na temat ewentualnych decyzji w kwestii wykonywania fotokopii. Zastrzegają, że w tym względzie muszą skonsultować się z prokuratorami referentami śledztwa.
Dalszymi krokami tygodnika po informacji, że posiada blisko 60 tomów akt ze śledztwa smoleńskiego, była publikacja książki "Smoleńsk. Zapis śmierci", w której autorzy przyznają, że prokuratorzy mają rację i "rzeczywiście dotarliśmy do 57 tomów akt śledztwa smoleńskiego i dokładnie je przestudiowaliśmy". Jednak w tej sprawie - według naszych informacji - nie toczy się żadne śledztwo.
- Przesłaliśmy zapytanie z redakcji ["Naszego Dziennika" - przyp. red.], do Okręgowej Prokuratury Wojskowej celem rozpoznania w zakresie ewentualnego popełnienia przestępstwa - mówi nam Monika Lewandowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - My nie prowadzimy w tej sprawie postępowania sprawdzającego. Do nas wpłynęło zapytanie dziennikarza i my to zapytanie skierowaliśmy do prokuratury wojskowej, która prowadzi postępowanie w sprawie katastrofy smoleńskiej. Oni znają materiał i wiedzą, czy w książce zostały ujawnione materiały ze śledztwa smoleńskiego - stwierdza rzecznik.
- Dotychczas działo się tak, że jeżeli prokuratura wojskowa dostrzegła ujawnienie materiałów ze śledztwa w mediach, to nie wszczynała postępowania, ale wyłączała materiały i przekazywała do Prokuratury Okręgowej w Warszawie - informuje. - Myśmy wówczas wszczynali postępowanie. Mamy przekazanych przez prokuraturę wojskową ponad 20 wyłączeń dotyczących przecieków medialnych. Są one prowadzone w kilku postępowaniach przygotowawczych. Po prostu niektóre wyłączenia prowadzone są w ramach jednego śledztwa ze względu na ekonomikę procesową, z czego trzy śledztwa zostały już w tej chwili prawomocnie zakończone - zaznacza Lewandowska. - Pozostałe są w toku, w żadnym z nich nie przedstawialiśmy zarzutów popełnienia przestępstwa dziennikarzom lub innym osobom - dodaje.
Pytaliśmy wczoraj w prokuraturze wojskowej, czy w sprawie książki "Wprost" prowadzone jest jakieś postępowanie sprawdzające, ale NPW nie ma takich informacji. - Nic o tym nie wiem - stwierdził kpt. Marcin Marsjan.
- Większość tych przecieków, w mojej ocenie, nie miała żadnej szkody dla śledztwa. Różniłem się co do oceny tego konkretnego materiału, uważam, że miało to bardzo konkretną szkodę dla śledztwa. Po pierwsze, ilość ujawnionych materiałów. Po drugie, kwestia, że tam w jakiś sposób pomawiano konkretne osoby, chociażby gen. Andrzeja Błasika, a to była jednak szkoda dla śledztwa, ponieważ jednym z celów śledztwa jest ochrona osób pokrzywdzonych, nawet jakby dla toku śledztwa nie było szkody, to może to uderzać w konkretne rodziny ofiar katastrofy - podkreśla mecenas Kownacki.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2011-04-28

Autor: jc