Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cena ludzkiej głupoty

Treść

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe po raz pierwszy w historii chce wystawić poszkodowanemu rachunek za akcję ratunkową. Chodzi o pijanego turystę, który w niedzielę uległ wypadkowi na Granatach. 30-letni turysta potknął się na szlaku podczas schodzenia z Zadniego Granatu. Gdy na miejsce przyleciał śmigłowiec z ratownikami TOPR, okazało się, że mężczyzna ma poważną ranę głowy. W szpitalu dziwnie się zachowywał, a lekarze wyczuli od niego woń alkoholu. Badanie wykazało, że mężczyzna miał we krwi 0,8 promila alkoholu. Teraz ratownicy chcą obciążyć poszkodowanego kosztami akcji, którą wycenili na ok. 4 tys. zł. - Wystąpiłem do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o opinię prawną na ten temat. Jeżeli okaże się, że mamy możliwość wystawienia rachunku, byłby to precedens - powiedział nam wczoraj Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. Dotychczas nie było takiego przypadku, żeby pijany turysta uległ w Tatrach poważnemu wypadkowi. Bywało, że ratownicy musieli asystować takim osobom w zejściu np. z Hali Gąsienicowej do Zakopanego, a wzywali ich na pomoc zwykle postronni turyści. - Tym razem to była już przesada i chcemy dać sygnał, że w takich sytuacjach trzeba ponieść konsekwencje swojej nieodpowiedzialności - podkreśla Jan Krzysztof. - Oczywiście, podchodzimy do tego rozsądnie - nie chodzi nam o turystów, którzy wypiją piwo w schronisku i schodząc, np. skręcą sobie nogę, tylko o takich, którzy wypiją więcej piw i wybiorą się na Orlą Perć. Tymczasem w poniedziałek toprowcy zanotowali kolejną interwencję spowodowaną bezmyślnością turystów. W nocy, podczas burzy ratownik wyruszył na pomoc młodemu małżeństwu z Wrocławia, które utknęło na Rysach z trzyletnią córeczką w nosidełku. Wcześniej wrocławianie nie zawrócili ze szlaku, mimo gwałtownego załamania pogody oraz interwencji przygodnych turystów. Ratownik dotarł do rodziny i po pierwszej w nocy zniósł dziecko do schroniska nad Morskim Okiem. W tym przypadku koszty akcji ratunkowej były wprawdzie znikome, ale nawet gdyby na pomoc poleciał śmigłowiec, ratownicy nie mogliby liczyć na zwrot kosztów wyprawy. - Niestety, wiemy już, że w takich przypadkach nie możemy wystawić turystom rachunku. Okazuje się, że bezmyślność turystów nie jest ku temu wystarczającym powodem - mówi Jan Krzysztof. Prokuratura Rejonowa w Zakopanem zleciła wszczęcie postępowania przygotowawczego w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia dziecka. Rodzicom grozi za to kara pozbawienia wolności do lat pięciu. (KOV) "Dziennik Polski" 2008-08-23

Autor: wa