Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Cała prawda o klęsce

Treść

W gminach, w których zlokalizowane są duże gospodarstwa sadownicze, powołano komisje zajmujące się szacowaniem strat wywołanych przez majowy przymrozek. Wyniki ich prac znane będą za dwa tygodnie, choć już kilka dni po fatalnym w skutkach spadku temperatury wiadomo było, że zniszczonych zostało ponad 90 proc. zawiązków owoców.

Przypomnijmy, że w naszym regionie problem dotyczy przede wszystkim Łososiny Dolnej, Brzeznej, Łącka oraz Łukowicy - czyli gmin i wsi uznawanych za największe sadownicze zagłębia na Sądecczyźnie i ziemi limanowskiej. Spadek temperatury do minus pięciu stopni, w nocy z 1 na 2 maja sprawił, że nie obrodzą brzoskwinie, morele i czereśnie, a także zdecydowana większość wiśni i jabłoni. To katastrofa dla tych sadowników, którzy żyją wyłącznie ze sprzedaży owoców. Wielu z nich zaciągnęło kredyty na nowe nasadzenia z zamiarem spłacenia ich z zysków po tegorocznych zbiorach, a tych praktycznie nie będzie.

- Sadownictwo ma to do siebie, że koszty trzeba ponosić każdego roku, niezależnie od tego, czy owoce są, czy ich nie ma - mówi starosta nowosądecki Jan Golonka, sam właściciel 6-hektarowego sadu w okolicach Jazowska. - Sporo kosztuje m. in. ochrona drzew, którą trzeba prowadzić z myślą o przyszłorocznych zbiorach.

Zdaniem Jana Golonki najlepszym rozwiązaniem byłoby powszechne ubezpieczenie upraw, połączone z dopłatami do ubezpieczenia realizowanymi z budżetu państwa. Tymczasem wicepremier Andrzej Lepper proponuje m. in. dwuletnią karencję spłaty kredytów, umorzenie podatku gruntowego dla sadowników, którzy ponieśli straty w związku z przymrozkiem oraz uruchomienie kredytów klęskowych. Niezależnie od formy pomocy zaproponowanej rolnikom, dokładne raporty z poszczególnych gmin zostaną wysłane do Ministerstwa Rolnictwa jeszcze w tym miesiącu.

- Takiej klęski wywołanej przymrozkiem nie notowano od dwudziestu lat - podkreśla Jan Golonka. - W tym roku jej rozmiary zwiększył splot niekorzystnych wydarzeń, bo wegetacja rozpoczęła się dwa tygodnie wcześniej niż zwykle, więc kwiaty były już rozwinięte w momencie wystąpienia przymrozku. Gdyby rozwój roślin nastąpił o normalnej porze, to zniszczenia byłyby znacznie mniejsze.
(SZEL), "Dziennik Polski" 2007-05-08

Autor: ea