Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Byłam żołnierzem Polski Podziemnej!"

Treść

Zdjęcie: Arch. Barbary Wachowicz/ -

Barbara Otwinowska ps. „Witek Błękitny”, „Baśka” – Wojskowa Służba Ochrony Powstania, kompania sztabowa 100, drużyna sanitarno-wartownicza Śródmieście Północne. Po wojnie – więźniarka PRL. Jej sylwetka ukaże się w książce Barbary Wachowicz „Bohaterki Powstańczej Warszawy – My musimy być mocne i jasne”.

16 czerwca 2014 r. w Instytucie Pamięci Narodowej odbyła się piękna uroczystość uczczenia 90-lecia urodzin prof. Barbary Otwinowskiej.

Te dni przeżyte w szoku

w walce, w modlitwie i pieśni

Czy to gdzieś ginie bez śladu? (…)

Czy moja i twoja

i nasza

energia duszy wielkiego narodu

nie żłobi swych losów…

– z wiersza Barbary Otwinowskiej „Potyczki z historią”

Dzieciństwo przeżyła w staropolskim dworku – jak z „Pana Tadeusza” – we wsi Koroszczyn na Podlasiu nad Bugiem w atmosferze wspomnień ułańskich. Urodzona w Toruniu 11 czerwca 1924 roku, ma lat trzynaście, gdy zostaje umieszczona w internacie i Gimnazjum Sióstr Urszulanek we Lwowie.

Wspomina „Baśka”: – Cudowne miasto! Z lwem w herbie i sercu. Barwisty, śpiewający, uśmiechnięty Lwów. Cmentarz, gdzie śpią Orlęta… Nasi rówieśnicy, o których mówiły wiersze i piosenki. Ci, którzy ginąc, szeptali: „Tylko mi ciebie, mamo, tylko mi Polski żal…”.

Warszawa po Lwowie wydała mi się jakaś bezbarwna, szara, smutna… No, ale to już była wojna. 18 kwietnia 1941 roku gestapo aresztowało mego wuja Leona Kuczyńskiego, jego syna Witka i mego brata Andrzejka. Drugi mój brat cioteczny – Stach – ocalał. Do dziś widzę jasną głowę brata, gdy go ładują do budy, a mnie odpychają z rykiem, gdy do niego podbiegam…

Wuj i Witek zginą w Oświęcimiu. Andrzejka udało się po prostu cudem uratować. Wrócił z Oświęcimia, by polec w Powstaniu.

Uczyłam się u Sióstr Nazaretanek i oboje od 1943 roku byliśmy w konspiracji. Wybrałam pseudonim. Ustalono, że nasza sekcja w AK „ma mieć imiona męskie – z kolorem”. „Witek Błękitny” to pseudonim wybrany na cześć mego brata ciotecznego, który umarł w Oświęcimiu.

„Witek Błękitny” jest w powstańczym Zgrupowaniu „Bartkiewicza”. Opowiada o pierwszych dniach Powstania: – Co było wspaniałe? Jeśli ludzie widzieli, że jest tu punkt zbiórki powstańczej – od razu cała kamienica stawała się twierdzą. Zaczynała żyć wspaniałym zbiorowym życiem, a myśmy byli dumnym centrum tego życia!

Zaczęło się Powstanie! Stoję na warcie przy ulicy Siennej – podlatuje do mnie jakiś młodzian z aparatem: – Koleżaneczko! Proszę się uśmiechnąć, robię zdjęcie…

Naburmuszyłam się okropnie. Stoję dumnie z biało-czerwoną opaską, a on będzie się bawił fotografią… I do żołnierza na warcie śmie mówić „koleżaneczko”.

Zrobiłam ponurą minę, może go odstraszę… No i po dwóch tygodniach w „Adrii” młodzian wręcza mi zdjęcie, dziś – unikat! „Adria” była najwykwintniejszą restauracją stolicy. W czasie okupacji stała się lokalem „Tylko dla Niemców”. Podczas Powstania mieściła się tutaj legendarna radiostacja powstańcza „Błyskawica”.

Opowiada „Witek Błękitny”: – Co należało do naszych zadań? Służba wartownicza, przenoszenie meldunków i poczty, taszczenie żywności (nieraz worki trzydziestokilogramowe), gaszenie pożarów, wydobywanie zasypanych…

Na falach „Błyskawicy” płynęły krzepiące komunikaty…

Najbardziej lubiłam być łączniczką. Trasy mych wędrówek z meldunkami były wymoszczone dobrocią nieznanych sojuszników, którzy przestrzegali, gdzie bywa ostrzał. Czuliśmy się otoczeni ich opieką.

To było 18 sierpnia. Jeszcze w „Adrii” stał ołtarzyk, który przygotowałyśmy na 15 sierpnia. Jakaś pani (ci cudowni warszawiacy!) przyniosła nam obraz Matki Boskiej, wołając, że jest w jej rodzinie od stu lat i błogosławił już styczniowych powstańców…

Nagle – potworny huk. Pocisk z działa kolejowego nabity trotylem rozpruł „Adrię”. Nie wybuchł! Uratowała nas Matka Boska z tamtego Powstania… Obraz był nietknięty, nawet kwiaty pod nim ocalały…

Robiło się coraz gorzej. Dokuczał chłód i głód. Czekaliśmy na obiecane zrzuty, na odsiecz zza Wisły… Nie ma już wody, nie ma światła. W siedzibie „Błyskawicy” zespół zapala lampki zdobyte w zakładzie pogrzebowym. Symbolicznie…

4 października nadają ostatnią audycję. Ostatni raz brzmi „Warszawianka”… I strofy wiersza:

Nadajemy nadzwyczajny

komunikat z Warszawy,

Stacja Armii Krajowej melduje:

Bój skończony i… nic,

oprócz sławy…

Po upadku Powstania Basia została wywieziona do Niemiec, skąd udało jej się zimą 1945 roku wrócić do Polski. Opowiada: – Ostatni etap – to były pola zasłane śniegiem. Brnęłam w tym śniegu i mówiłam sobie – już blisko, blisko… I doszłam. Był to dzień 2 lutego 1945 roku – Matki Boskiej Gromnicznej. Odnalazłam mamę. Pytają – jak szłam. Odpowiadam – Przez pole! – Jezus Maria! – krzyczą – przecież zaminowane!

Pamiętam obrazek z dzieciństwa – pędzla Piotra Stachiewicza – Matka Boska Gromniczna światłem płonącej gromnicy odstrasza wilki. Wierzę, iż mnie ocaliła…

W październiku 1945 roku już nie „Witek Błękitny” ani „Baśka”, lecz panna Barbara Otwinowska zaczyna studia na dwóch fakultetach – polonistyce i romanisty- ce Uniwersytetu Warszawskiego. W maju 1947 roku zostaje aresztowana za udzielenie pomo- cy emisariuszowi Rotmistrza Witolda Pileckiego, którym był jej brat cioteczny Stanisław Kuczyński. On został skazany na śmierć – ułaskawiony na dożywocie. Basia dostała wyrok trzech lat więzienia.

Rotmistrz Pilecki, uznany dziś za jednego z najodważniejszych ludzi Europy, dobrowolny więzień Oświęcimia, bohater Powstania Warszawskiego, czołowy działacz organizacji „Wolność i Niezawisłość”, która miała walczyć przeciw sowietyzacji Polski, zginął w mokotowskim więzieniu.

Dziś ma w Ojczyźnie ulice, osiedla, kluby garnizonowe i szkoły swego imienia.

Ja jestem z wami w cieniu krat

W głębi więziennych murów

I serce moje bije w takt

Żołnierzom bez mundurów

– z więziennej piosenki anonimowej „Polska”

Trzy lata miała Barbara przeżyć w kazamatach Mokotowa i Fordonu.

Jej wiekopomną zasługą staną się po latach publikacje i wystawa poświęcona więźniarkom i więźniom politycznym. Antologię wierszy i pieśni więziennych „Przeciwko złu” dedykowała „Poetom Znanym i Nieznanym więzionym w latach 44-56, którzy swoją twórczością dali nam przeżyć – wbrew otaczającemu nas złu – piękno polskiego słowa i wewnętrzną wolność, przywoływali refleksję i uśmiech, umacniali naszą jedność, nadzieję i siłę”…

O tej niezwykłej jedności mówią tomy zebranych przez prof. Otwinowską wspomnień i biogramów więźniarek, zatytułowane frazą z wiersza Zbigniewa Herberta „Zawołać po imieniu”. Jak pisze prof. Barbara Otwinowska: „W samotności więźniów ogromną rolę spełniała modlitwa, niemal bezpośredni kontakt z Bogiem – jedynym obrońcą, tym, który umacniał i prowadził przez długie dni oczekiwania na wolność, który dawał nadzieję i miłość. Solidarność ludzka była również ogromną, nie do przecenienia pomocą”.

Dziesiątki życiorysów ocaliła i utrwaliła, jeszcze zdążyła, zanim zatarły się ślady tylu krzywdzonych istnień, a wśród nich najmłodszych więźniarek – harcerek.

Po wyjściu z więzienia Barbara Otwinowska świetnie kończy studia, jest autorką wielu wybitnych prac z historii literatury renesansu. Sprawuje zaszczytną funkcję Kanclerza Kapituły Orderu Polonia Mater Nostra Est, wśród wielu odznaczeń szczególnie ceni tytuł Kustosza Narodowej Pamięci.

– Przyszła do mnie uczennica, która miała za zadanie wywiad z „jakąś osobą, która coś może powiedzieć o historii”. Pyta mnie o stopień wojskowy. Odpowiedziałam: – Byłam żołnierzem Polski Podziemnej! Trudno o większy stopień! – wspomina prof. Barbara Otwinowska.

Barbara Wachowicz
Nasz Dziennik, 18 czerwca 2014

Autor: mj