Brakuje narzędzi, by zdyscyplinować bankowy kapitał
Treść
Z dr. Markiem Dietlem, ekspertem w obszarze gospodarki Instytutu im.  Sobieskiego, wykładowcą Katedry Ekonomii Szkoły Głównej Handlowej, rozmawia Anna  Ambroziak 
W Sejmie powstał projekt uchwały w sprawie  dokapitalizowania banków z większościowym udziałem Skarbu Państwa. Czy Pańskim  zdaniem wprowadzenie takiego mechanizmu zmieni funkcjonowanie systemu bankowego?  
- W sytuacji kryzysowej największym zaufaniem obdarzane jest państwo i  te instytucje, które są (chociaż częściowo) państwowe. Dlatego pewnym  rozwiązaniem wydaje się dokapitalizowanie przez państwo na wczesnym etapie  kryzysu instytucji finansowych, jakimi są banki. Chodzi tu o Bank Gospodarstwa  Krajowego, Bank PKO BP, Bank Ochrony Środowiska oraz Bank Pocztowy. Niektórzy  ekonomiści twierdzą, że dzięki temu - po pierwsze - poprawiłaby się płynność  tych podmiotów, które mogłyby nie przetrwać masowej ucieczki klientów, po drugie  - zostałby wysłany mocny sygnał do inwestorów, że ich oszczędności są  bezpieczne, bo są przechowywane w bankach częściowo państwowych.
Ale  czy samo dokapitalizowanie banków należących do Skarbu Państwa byłoby  równoznaczne z przeznaczeniem większej ilości środków na kredyty dla  przedsiębiorstw? Jeszcze w ubiegłym roku banki zaostrzyły warunki ich  udzielania, uzasadniając to obawą o pojawienie się tzw. złych kredytów...  
- Tu chodzi jednak o duże kwoty. Dlatego ekonomiści podchodzą do tego  pomysłu z mieszanymi uczuciami. Uważam, że żaden odpowiedzialny ekonomista nie  może zagwarantować tego, że banki udzielą wtedy więcej kredytów, aniżeli jest to  obecnie. Może jednak w tej sytuacji skuteczniejsze okazałoby się to, co robi  Bank Anglii, będący odpowiednikiem naszego NBP, który mówił przedsiębiorstwom,  że jeżeli nie dostaną kredytów z banków, to mogą wyemitować obligacje, które  następnie on obejmie. 
Wciąż nie mamy gwarancji, że ta akcja kredytowa w  jakiś sposób będzie radykalnie większa, nawet jeśli są to banki choć częściowo  państwowe. BGK ma być tak dofinansowany, by udzielał kredytów bezpośrednich i je  poręczał. Ale tu mogą być pewne ograniczenia przy udzielaniu poręczeń. Chodzi tu  przede wszystkim o możliwości organizacyjne tego banku. Ma on dość małą  strukturę i mało pracowników w przeciwieństwie do PKO BP, który ma bardzo dużo  oddziałów, ale z kolei dość słabe kompetencje systemu zarządzania ryzykiem,  czyli ocenę wiarygodności kredytowej. PKO BP dawało kredyty zawsze trochę na  ślepo. Rodzi się więc tu pytanie, czy zarząd tego banku podejmie takie ryzyko i  czy ma dobre informacje, by w takich niepewnych czasach tych kredytów udzielać.  Państwo może banki monitorować, grozić palcem, ale w ten sposób nie zmusi kogoś,  kto nie chce udzielać kredytów, do tego, by to zrobił. 
W tym wypadku trudno  oczekiwać, że w sytuacji, gdy większość banków nie udziela kredytów, te banki,  które zostaną dokapitalizowane przez państwo, będą ich udzielały więcej. Co do  złych kredytów... jest ich rzeczywiście dużo, ale ich skala nie jest aż tak  gigantyczna. Poza tym u nas mechanizm rynkowy jest zakłócony przez to, że banki  są własnością podmiotów zagranicznych, które lepiej się czują w swoich  centralach i wolą tam trzymać gotówkę, gdzie mają swoje siedziby. Tak więc  decyzje dotyczące ryzyka związanego z udzielaniem większych kredytów podejmowane  są już nie w Polsce, lecz w centralach banków dominujących. Do zdyscyplinowania  kapitału bankowego brakuje więc nam, niestety, pewnych instrumentów prawnych i  organizacyjnych.
W jednym z wywiadów przewodniczący rady nadzorczej  PKO BP Marek Głuchowski podkreśla, że pewnym rozwiązaniem byłaby możliwość  przejęcia przez PKO BP akcji PZU należących do Skarbu Państwa, pełniącego w ten  sposób pośrednią kontrolę nad spółkami holdingu, w którego skład weszłyby też  Bank Ochrony Środowiska, Bank Pocztowy, a być może również Poczta Polska poprzez  spółkę-matkę.
- Rzeczywiście w ten sposób PKO BP mógłby stać się  większościowym akcjonariuszem ubezpieczyciela i uczestniczyć w tworzeniu  państwowego holdingu finansowego. Budowanie narodowych symbionów to jedyna  szansa. Potrzebny jest mocny gracz na rynku finansowym, który zrównoważyłby  podmioty zagraniczne. Potrzebny jest polski podmiot i każdy sposób byłby tu  dobry. Mam na myśli na przykład wspieranie SKOK czy integrację PZU z PKO BP.  Mechanizm rynkowy nie działa u nas dlatego, że struktura właścicielska jest zła.  
Pozostawienie w rękach państwowych PKO BP i spółek wchodzących w skład  ewentualnej nowej grupy finansowej miałoby sens taki, że decyzje, a szczególnie  te dotyczące ryzyka w zakresie większych kredytów, byłyby podejmowane w  Polsce.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-02-12
Autor: wa