Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Błędna diagnoza minister Kopacz

Treść

Szpitale tracą płynność finansową, wzrastają zobowiązania wymagalne szpitali, NFZ nie płaci za tzw. nadwykonania. Dramatycznie wydłużają się kolejki na świadczenia ambulatoryjne specjalistyczne oraz do niektórych szpitalnych zabiegów operacyjnych. - Wiele wskazuje na to, że na najbliższe dni, tygodnie, rząd PO i PSL pisze scenariusz pt. "Dramat polskiego pacjenta" - alarmuje Prawo i Sprawiedliwość. Ewa Kopacz broniła się podczas wczorajszej debaty o służbie zdrowia w Sejmie tak jak zwykle, czyli poprzez atak na poprzedników. - Skoro tak dramatycznie jest teraz, to jak nazwiecie sytuację, która miała miejsce jeszcze dwa lata temu? - pytała minister zdrowia.
Na koniec pierwszego półrocza br. szpitale i przychodnie miały ponad 9 mld 65 mln zł długów. Podkarpackie, świętokrzyskie, podlaskie, kujawsko-pomorskie to niektóre województwa, gdzie szpitale nie otrzymały środków za tzw. nadwykonania za 2008 rok. I to mimo 1 mld 150 mln zł nadwyżki finansowej NFZ na koniec ubiegłego roku. - Dlaczego od razu nie zapłacono? Dlaczego przyzwolono na powstanie i nakręcanie spirali zadłużenia szpitali? Natomiast za nadwykonania w pierwszym półroczu 2009 r. we wszystkich województwach nie zapłacono całości. A jeszcze w czerwcu pani minister i prezes NFZ z mównicy Sejmu gwarantowali 100-procentową zapłatę wszystkim świadczeniodawcom - argumentował wczoraj poseł wnioskodawca Czesław Hoc (PiS). Parlamentarzysta zasiadający w Komisji Zdrowia wyliczał najbardziej szokujące sytuacje z życia polskiej służby zdrowia. Podkreślił m.in., że szpitale tracą płynność finansową. Wobec tego zawężają zakres świadczonych usług, w poważnym stopniu ograniczają dostęp do nich oraz wygaszają niektóre oddziały. - Niektóre szpitale uciekają się do iście kuriozalnych rozwiązań. Oto np. dyrekcja Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Jana Biziela w Bydgoszczy nakłada kary dla ordynatorów za wykonanie nadlimitów. Od września ich pensje miały być zmniejszone o koszty, które muszą zwrócić szpitalowi za świadczenia - poinformował Czesław Hoc, który sam jest lekarzem.
Z miesiąca na miesiąc obserwujemy też dramatyczne wydłużanie kolejek na świadczenia ambulatoryjne specjalistyczne oraz do niektórych szpitalnych zabiegów operacyjnych. - Na wizytę u protetyków pacjenci czekają nawet po 10 lat, na endoprotezoplastykę stawu biodrowego - ok. 8 lat, a kolanowego - ok. 6 lat. Średnio rok zajmuje pacjentowi dostanie się na Śląsku do alergologa, a do kardiologa 273 dni. W Łodzi nawet ponad pół roku pacjentka czeka z podejrzeniem raka piersi na wizytę u lekarza onkologa. We Wrocławiu endokrynolog przyjmie w styczniu 2011 roku - ciągnął poseł Hoc. Przypomniał również, że zdarzały się przypadki odchodzenia od łóżek chorych (Toruń, Radom, Wschowa), a także ewakuacje pacjentów niektórych oddziałów (Kościerzyna, Tomaszów Mazowiecki, Radom). Wytknął minister zdrowia nieracjonalne gospodarowanie lekami, brak spójnej regulacji prawa farmaceutycznego, oszczędzanie na chemioterapii i nowoczesnych lekach onkologicznych, na refundacji większości insulin analogowych, z których korzystają chorzy na cukrzycę. - Liczba nowych leków wprowadzanych w Polsce jest 5-8 razy niższa niż w sąsiednich Czechach lub na Słowacji i wielokrotnie mniejsza niż średnio w krajach Unii Europejskiej - unaocznił problem poseł Czesław Hoc.
Wszystkich tych argumentów słuchała z kamienną miną Ewa Kopacz. I jeśli któryś z posłów opozycji spodziewał się z jej strony merytorycznej odpowiedzi na stawiane zarzuty, to srodze się przeliczył. Minister zrobiła to, z czego już ją znamy - winę za dramatyczny stan polskiej służby zdrowia w płomiennej mowie zrzuciła... na Prawo i Sprawiedliwość. - Pamiętajmy, że ludzie chorzy są już wystarczająco nieszczęśliwi poprzez swoją chorobę. Politycy uprawiający w tej chwili politykę straszenia pacjentów to coś, co w kategoriach zawodu medycznego nie można nazwać inaczej jak nieetyczna postawa. Skoro tak dramatycznie jest teraz, to jak nazwiecie sytuację, która miała miejsce jeszcze dwa lata temu, za waszych rządów? - grzmiała Ewa Kopacz z mównicy sejmowej. Aktywnie wspierali ją partyjni koledzy, m.in. poseł Jan Kulas, który oświadczył, iż Platforma długo i intensywnie pracowała nad pakietem ustaw zdrowotnych, które uzdrowiłyby polski system zdrowia, a partia Jarosława Kaczyńskiego namówiła prezydenta do zawetowania ich. - To PiS ponosi za to wszystko odpowiedzialność, to wasze politykierstwo powoduje takie, a nie inne sytuacje - wytykał poseł Kulas.
Krytycznie do sposobu działania i odpowiadania podczas debat sejmowych minister zdrowia odniosła się poseł Zdzisława Janowska (SdPl). - Pani minister ma taki zwyczaj, że obarcza winą za złą sytuację w służbie zdrowia wszystkich, tylko nie siebie. Zamiast zdiagnozować sytuację, pani atakuje przeszłość. Pytam: a co zafundowała służbie zdrowia PO? Platforma zafundowała zapaść szpitali, obniżyła wycenę świadczeń medycznych, obniżyła algorytm, chciała zrezygnować ze świadczeń wysokospecjalistycznych - argumentowała Janowska. - A gdzie jest program "Ratujmy szpitale"? Co pani zrobiła oprócz opowiadania nam bajek o tym, jak to szpitale wbrew nam będą funkcjonować? - dodała. I zauważyła, że z powodu niemożliwości odzyskania pieniędzy z tytułu nadwykonań szpitale będą musiały wystosowywać pozwy przeciw NFZ.
Działanie resortu zdrowia pod wodzą minister Kopacz - w ocenie posłów PiS - od samego początku było oparte na pozorach i nietrafionych, niedopracowanych pomysłach. - Czyżby celowe było zagrożenie poczucia bezpieczeństwa obywateli, by tak skutecznie zniechęcić ich do publicznej służby zdrowia, aż społeczeństwo samo poprosi o powszechną prywatyzację i wówczas niewidzialna ręka wolnego rynku wszystko uporządkuje? Jeśli taki był scenariusz, to jest to głęboko nieodpowiedzialne i niebezpieczne - konkludował poseł Czesław Hoc.
Izabela Borańska-Chmielewska
"Nasz Dziennik" 2009-09-11

Autor: wa