Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Biegunowe rozbieżności

Treść

"Mamy uzasadnione podejrzenie, że w sprawę może być zamieszana prokuratura krakowska" - twierdzą sąsiedzi kontrowersyjnej inwestycji w Bochni

Coraz czarniejsze chmury gromadzą się nad najgłośniejszą w ostatnich latach inwestycją w Bochni - stacją paliw przy drodze wojewódzkiej na peryferiach. Wojewódzki nadzór budowlany nakazał rozbiórkę nielegalnego wjazdu, a wojewoda małopolski uchylił pozwolenie na budowę całego obiektu.

Równocześnie - według naszych nieoficjalnych informacji - zaufani ludzie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry badają, czy prowadzący sprawy związane z tą inwestycją prokuratorzy z terenu apelacji krakowskiej nie dopuścili się zaniedbań bądź nadużyć. O rzekomo złej woli krakowskich prokuratorów donoszą ministrowi sąsiedzi stacji Wiesława i Krzysztof Klimkowie.

W ostatnim liście twierdzą oni, że mają "uzasadnione podejrzenie, iż w sprawę zamieszana może być również prokuratura krakowska". Ich zdaniem wniosek taki nasuwa się sam, bowiem "na podstawie tych samych materiałów, jakie posiadała apelacja krakowska, stawiane są teraz przez prokuraturę krośnieńską zarzuty wysokiej rangi urzędnikom; prokuratura krakowska zaś rozpoczęła swą działalność od festiwalu umorzeń spraw przeciwko tym samym osobom".

- Jak to możliwe, że ustalenia dwóch prokuratur, oparte na tych samym dokumentach i zeznaniach są biegunowo rozbieżne? - pyta Krzysztof Klimek i dodaje, że, jego zdaniem, "mamy tu do czynienia z przestępczością zorganizowaną", a prokuratura krakowska "aktywnie uczestniczyła w procederze legalizacji inwestycji powstałej w wyniku przestępstwa".

Prokuratura Krajowa (PK) twierdzi oficjalnie, że nic takiego nie miało miejsca. Z treści odpowiedzi przygotowanej przez Jerzego Zientka, dyrektora Biura Postępowania Przygotowawczego PK, wynika jednak, że badając sprawę, "krajówka" oparła się na ustaleniach... Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. A pracowników tej ostatniej Klimkowie również podejrzewają o współdziałanie z "układem bocheńskim".

Krzysztof Klimek twierdzi, że ma na to liczne dowody i domaga się przesłuchania na tę okoliczność. Wnioskuje też do ministra sprawiedliwości, by przeniósł poza apelację krakowską kolejny (administracyjny) wątek związany z kontrowersyjną inwestycją.

"Ponad rok temu zostało uchylone pozwolenie na użytkowanie stacji paliw. Cóż z tego, skoro do tej pory funkcjonuje ona pod bezpieczną kuratelą prokuratorów krakowskich. Od półtora roku staramy się również o wycofanie z obiegu pozwolenia na budowę tejże stacji. Starosta bocheński, któremu prokuratura krośnieńska postawiła ostatnio zarzuty w tej sprawie, odmawia uchylenia pozwolenia, a prokuratura krakowska bezradnie rozkłada ręce, proponując w zamian... legalizację obiektu!" - piszą Klimkowie do ministra Ziobry.

Śledztwo w sprawie nadużyć urzędniczych, do jakich miało dojść przy wydawaniu decyzji o warunkach zabudowy oraz pozwolenia na budowę stacji, prowadzi prokuratura w Krośnie. Po licznych perypetiach prokurator krajowy wyłączył ze sprawy wszystkie jednostki podległe krakowskiej Prokuraturze Apelacyjnej, w tym Prokuraturę Rejonową w Bochni, której szefową jest od lat Waldemara Węgrzyn, żona starosty bocheńskiego Ludwika Węgrzyna.

Starosta usłyszał prokuratorskie zarzuty przed miesiącem. Odmówił składania wyjaśnień - do czasu, aż prokuratura przekaże mu pisemne uzasadnienie. Przed starostą podejrzanymi w tej sprawie zostało pięć innych osób: burmistrz Bochni Wojciech Cholewa, architekt miejski Elżbieta L., projektant stacji Krzysztof K., powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Adam K. oraz naczelniczka Wydziału Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego - Małgorzata D.-Z.

Według prokuratury, w wyniku ich działań doszło do budowy stacji paliw w miejscu, w którym plan zagospodarowania przestrzennego zakazywał wszelkiej zabudowy. Sporządzona przez doświadczonego biegłego lista poważnych uchybień i pogwałceń prawa, jakich mieli się dopuścić urzędnicy, by - mimo zakazu - stacja mogła powstać i działać, liczy kilkanaście pozycji.

***

Równocześnie z wątkiem kryminalnym trwa batalia w urzędach i sądach. W wyniku skarg i odwołań Klimków sprawą zajmowały się organy nadzoru budowlanego i sądy administracyjne.

Ostatecznie sąd prawomocnie uchylił decyzję o warunkach zabudowy dla stacji wydaną przez bocheński Urząd Miasta - uznając ją za rażąco sprzeczną z planem zagospodarowania. Klimkom - i nie tylko im - wydawało się oczywiste, że w tej sytuacji starostwo powinno unieważnić pozwolenie na budowę. Starosta uważa inaczej. Najpierw nie chciał wszcząć postępowania w tej sprawie, a po interwencji prokuratury - odmówił uchylenia pozwolenia.

Powołał się na art. 146 kodeksu postępowania administracyjnego, z którego wynika, że - mimo wyroków WSA i NSA - nie ma podstaw do uchylenia pozwolenia: inwestycja jest w całości zakończona, PINB wydał pozwolenie na użytkowanie obiektu (cóż, że potem uchylone), a w dodatku Rada Miasta Bochni uchwaliła (w sierpniu 2005 r.) nowy plan zagospodarowania, w którym ujęła obiekty stacji paliw (plan ten nie spodobał się nowemu - PiS-owskiemu - wojewodzie).

- Gdybyśmy uchylili tę decyzję, a inwestor powtórnie wystąpiłby o pozwolenie, musielibyśmy mu je znowu dać - przekonuje starosta, przywołując komentarze do KPA napisane przez wybitnych specjalistów. Podkreśla zarazem, że także kilka lat temu, wydając pozwolenie na budowę stacji, nie miał wyjścia: inwestor dysponował aktualną i ważną decyzją o warunkach zabudowy wydaną przez burmistrza (i podtrzymaną przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze, które nagle zmieniło swoje, początkowo niekorzystne dla inwestora, orzeczenie), a w takiej sytuacji starostwo musi pozwolenie wydać.

Wreszcie - argumentuje starosta - po skargach Klimków decyzję o pozwoleniu na budowę badał wojewoda małopolski i w czerwcu 2003 roku odmówił stwierdzenia jej nieważności. Czyli - została wydana prawidłowo! - przekonuje Węgrzyn.

Ten argument został jednak teraz osłabiony przez PiS-owskiego wojewodę, który ma na temat feralnej stacji całkiem inne zdanie niż SLD-owski poprzednik. W zeszłym tygodniu uchylił decyzję starosty zmierzającą de facto do legalizacji inwestycji i równocześnie - uchylił pozwolenie na budowę całego obiektu. Kilka dni wcześniej małopolski wojewódzki inspektor nadzoru budowlanego nakazał rozbiórkę nielegalnego zjazdu na stację z drogi wojewódzkiej...

Wielu bochnian nie wyobraża sobie rozbiórki stacji i podkreśla, że jest ona potrzebna nie tylko mieszkańcom, ale i przejezdnym. Zwolennicy inwestycji wskazują, że w obiekcie znalazło zatrudnienie kilkadziesiąt osób, co w obecnych czasach ma ogromne znaczenie. Poza tym - gdyby faktycznie doszło do rozbiórki, inwestorowi trzeba by wypłacić - z kieszeni podatników - gigantyczne odszkodowanie, wybudował on bowiem wszystko w oparciu o ważne decyzje administracyjne. A - przynajmniej na razie - nie udowodniono mu jakichkolwiek bezprawnych związków z domniemanym "urzędniczym układem".

Przeciwnicy "układu" twierdzą z kolei, że nie wolno legalizować "owocu przestępstwa", bo oznaczałoby to "triumf sitwy". - Wciąż czekamy na Polskę prawa - podkreśla Aleksander Rzepecki, redaktor lokalnego pisma "Moja Bochnia".

***

Po naszym reportażu, który wywołał ożywione dyskusje w mieście i powiecie, próbę mediacji między właścicielem stacji a Klimkami (oraz red. Rzepeckim) podjął miejscowy ksiądz. Bez skutku.

- Nie będzie naszej zgody na legalizację przedmiotu przestępstwa - podkreśla Krzysztof Klimek. Jego zdaniem, by sprawiedliwości stało się zadość, stacja winna być rozebrana - nie chodzi bowiem tylko o zwykłą samowolę budowlaną, ale - jak twierdzi - liczne matactwa i nadużycia (z szykanowaniem rodziny Klimków włącznie), jakich mieli się dopuścić ludzie należący do "lokalnego układu, w tym prokuratorzy".

Na razie Prokuratura Krajowa twierdzi, że nie ma dowodów na to, by w domniemanym "układzie" uczestniczyli jacyś prokuratorzy. "Z ustaleń Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie wynika, iż zarzuty dotyczące braku obiektywizmu prokuratury bocheńskiej, "krycia patologicznych powiązań", powstawania "sitwiarskich układów", nie są zasadne. Okoliczność, że mężem Prokuratora Rejonowego w Bochni jest starosta bocheński, nie ma wpływu na decyzje podejmowane w tej prokuraturze i nie może automatycznie przesądzać o potrzebie dokonywania zmian kadrowych w tej jednostce" - czytamy w piśmie szefa Wydziału Postępowania Przygotowawczego PK Jerzego Zientka.

W Prokuraturze Apelacyjnej zapewniają, że sposób prowadzenia postępowań w tych sprawach nie uzasadnia dotychczas twierdzenia o braku obiektywizmu przy podejmowaniu decyzji lub tworzeniu trudności w rozpoznaniu składanych wniosków, skarg lub odwołań: "Strony, które tego rodzaju zarzuty podnosiły, znalazły zrozumienie dla wysuwanych wątpliwości, czego dowodem jest, że Prokuratura Apelacyjna najpierw przeniosła postępowanie z właściwej miejscowo Prokuratury Rejonowej w Bochni do Brzeska, następnie do Prokuratury Rejonowej w Krakowie - Nowa Huta i do Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Krakowie" - wyjaśnia PA.

Rzecznik PA Jerzy Balicki przypomina, że właśnie prokurator z nowohuckiej "rejonówki" jako pierwszy postawił zarzuty urzędnikom: "przeprowadził siedem dochodzeń zakończonych skierowaniem do sądu dwóch aktów oskarżenia".

Klimkowie kontrują, że potem, w czerwcu 2005 roku, sprawę przejął Wydział V Śledczy Prokuratury Okręgowej i - jak twierdzą - "odtąd nic się nie działo". Protestowali w (SLD-owskim jeszcze) Ministerstwie Sprawiedliwości, wskazywali na personalne powiązania sięgające aż Prokuratury Apelacyjnej. Wtedy "krajówka" przeniosła sprawę do Krosna. - Ale w Krakowie został wątek administracyjny i znowu natrafiliśmy na obstrukcję - twierdzi Klimek. Chciałby, by ktoś się temu przyjrzał. Z zewnątrz.

"Będzie nam bardzo miło, jeśli i my dołożymy swoją cegiełkę w budowaniu zrębów IV Rzeczypospolitej" - napisał ostatnio do ministra Ziobry. I według naszych nieoficjalnych informacji - list bochnian nie przeszedł bez echa: zaufani współpracownicy ministra rozpoczęli badanie sprawy, zwłaszcza pod kątem prawidłowości pracy prokuratorów.

ZBIGNIEW BARTUŚ "Dziennik Polski" 2006-08-21

Autor: ea