Biednemu śnieg w oczy
Treść
Kmita Zabierzów - Znicz Pruszków 0-1 (0-0) 0-1 Rackiewicz 87 Sędziował Mariusz Trofimiec (Kielce). Żółte kartki: Mladenović, Król, Niane, Cebula - Herman, Lewandowski, Lewczuk. Czerwona kartka - Mladenović (56, za drugą żółtą). Widzów: 100. Kmita: Różalski - Borovicanin (90 Wojdała), Cios, Niane, Zontek - Bębenek, Romuzga, Mladenović, Cebula, Goncerz (64 Chlipała) - Król (67 Makuch). Znicz: Paśnik - Lewczuk (84 Łoszakiewicz), Piotrowski, Kowalski, Januszewski - Zawistowski, Osoliński (60 Rackiewicz), Grzeszczyk (71 Nwaogu), Herman - Lewandowski, Wiśniewski. Opatrzność nie zlitowała się nad zabierzowianami w ostatnim meczu w tym roku. Przegrali po raz 10. w tym sezonie, tym razem taki mecz, w którym do 75 minuty wcale nie byli gorsi, pomimo gry od 56 min w osłabieniu (za dwa faule dwie żółte kartki dostał Mladenović). - Taki był ten mecz, jak cała runda - komentował trener Kmity Piotr Kocąb. Los sypnął jego podopiecznym w oczy śniegiem, gdy wydawało się, że są w stanie utrzymać chociaż bezbramkowy remis. Z powodu śnieżycy mecz został jednak przerwany w 75 min, a po wznowieniu gry Znicz odżył. O dziwo na śniegu najlepiej czuł się czarnoskóry Charles Nwaogu. Miał trzy świetne szanse na bramki w 76, 77 i w 80 min, za każdym razem przy strzałach z bliska powstrzymywał go Mariusz Różalski. W 87 skapitulował jednak przy trafieniu Rackiewicza. Pierwsza połowa, na jeszcze nieośnieżonym, ale już trudnym, grząskim boisku toczyła się przy przewadze gospodarzy, ale bez ich klarownych sytuacji. Brakowało ostatnich, otwierających drogę do bramki podań, okazje na posłanie takich do kolegów marnował Grzegorz Król. Najbliższy szczęścia Kmita był przez... przypadek. Borovicanin w 22 min chciał dośrodkować w pole karne, a wyszło mu przy strzale z prawej strony trafienie w poprzeczkę, mógł nim zaskoczyć źle ustawionego bramkarza. W drugiej połowie dwa razy pruszkowianie, którzy wciąż niczego szczególnego nie pokazywali, stopowali szarżujących na bramkę Króla i Ciosa. W 48 min Bębenek trafił nawet do siatki, ale ze spalonego. Goście odpowiedzieli w 57 min strzałem z dystansu Zawistowskiego, przy którym ostro musiał się wyciągnąć Różalski. Nawet po zejściu Mladenovicia Kmita nie prezentował się gorzej od rywala, pogubił się dopiero po wznowieniu gry po 26minutach przerwy. Znów w ostatnich chwilach meczu stracił dorobek, na który harował przez większość czasu. W ten symboliczny sposób skończyła się najgorsza od lat runda w historii Kmity. I sportowo, i finansowo (na trybunach zasiadało mniej kibiców niż na stadionie Wawelu w ubiegłym roku), na II lidze tej jesieni w Zabierzowie stracono. MAŁGORZATA SYRDA-ŚLIWA "Dziennik Polski" 2007-11-12
Autor: wa