Bez śniegu nie ma narciarstwa
Treść
Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe nie widzi szans na rychłe uruchomienie trasy narciarskiej na Gubałówce. I to w sytuacji, gdyby nawet szybko doszło do porozumienia pomiędzy Polskimi Kolejami Linowymi i Regionalnymi Trasami Narciarskimi.
Problemem może być np. "ekologiczne" utrzymanie stoku - bez sztucznego śnieżenia i ratraków. - Nas nie interesują spory własnościowe - mówi Adam Marasek, zastępca naczelnika TOPR. -Zapowiedzi RTN, że administrowana przez nich część trasy nie będzie śnieżona, a zamiast ratraków trasę udeptywać będą ludzie, sprawiają, że tak naprawdę nie ma mowy o istnieniu trasy narciarskiej.
Adam Marasek powiedział nam, że konsultował się z nim w tej sprawie Kacper Gąsienica Byrcyn. - Rozmawiałem z nim przez dobre pół godziny. Usiłowałem go przekonać, że cofanie się do lat 50. i wczesnych 60., gdy na Gubałówce nie było ratraków i armatek śnieżnych, jest bez sensu. To przecież południowy stok. Mocniej poświeci słońce, i w lutym nie ma jazdy. Śnieg spłynie. A przecież nie będą śniegu nosić koszami - dodaje Adam Marasek.
RTN, wprowadzone na stok przez wojującą z PKL-em rodzinę Byrcynów, nie widzą przeszkód w szybkim otwarciu trasy. Umowy zostały już bowiem podpisane ze wszystkimi właścicielami działek leżących na terenie zamkniętej obecnie trasy narciarskiej. Górna część stoku miałaby być zarządzana przez Polskie Koleje Linowe, a dolna przez Regionalne Trasy Narciarskie.
Paweł Murzyn, wicedyrektor PKL ds. technicznych, powiedział wczoraj, że spółka otrzymała od firmy współpracującej z rodziną Byrcynów krótkie pismo, w którym zawarto sugestię, aby Polskie Koleje Linowe podjęły starania o ponowne otwarcie trasy narciarskiej. Chodzi o wystąpienie do TOPR o zgodę na otwarcie stoku dla narciarzy.
- To nie jest takie proste i nie da się tego załatwić jednym krótkim pisemkiem. Obydwie firmy czeka wiele spraw, podstawową kwestią jest np. jasne ustalenie zakresu odpowiedzialności jednej i drugiej firmy. Przecież musimy wiedzieć, którymi konkretnie działkami będą administrować RTN, bo to wiąże się z wzięciem odpowiedzialności za przygotowanie pokrywy i bezpieczeństwo na tych fragmentach trasy. Na razie nie otrzymaliśmy takiej informacji - powiedział Murzyn. Dodał, że firma współpracująca z Byrcynami musi spełnić wszystkie wymogi prawne oraz zalecenia TOPR w zakresie bezpieczeństwa na swoim odcinku trasy. Dopiero wtedy będzie miało sens wystąpienie PKL do TOPR o zezwolenie na otwarcie całej trasy.
Trasa na Gubałówce nie była czynna tej zimy, więc wymaga szczegółowego odbioru i dopuszczenia przez TOPR do sezonu narciarskiego. Później określony standard bezpieczeństwa trzeba utrzymywać przez cały sezon, bo codziennie rano trasa jest sprawdzana przez dyżurujących na niej ratowników.
- Dotychczas do przygotowania całej trasy na Gubałówce zatrudnialiśmy na stałe 12 ludzi i używaliśmy 3 ratraków, nie mówiąc o armatkach śnieżnych. Do utrzymywania dolnej połowy stoku potrzeba mniej więcej połowy tego sprzętu i ludzi, a tymczasem RTN to - przynajmniej na razie - firma jednoosobowa. Trudno mi sobie wyobrazić, ile osób będzie musiała zatrudnić, aby zastąpić nimi maszyny - stwierdził wicedyrektor PKL.
Tomasz Kuźniar, który założył Regionalne Trasy Narciarskie, podkreśla, że w przypadku znacznych ubytku śniegu na trasie można go będzie uzupełnić ręcznie. Podobnie jak niechętni nowoczesności na stoku Byrcynowie, jakość stoku powierza siłom natury. - Świeci słońce, jest piękna pogoda i śniegu nie brakuje. Można jeździć. A jeśli cały śnieg spłynie, to przecież nie ma problemu. Gdy nie ma śniegu, nie ma narciarstwa - podkreślają zgodnie Kacper Gąsienica Byrcyn i Tomasz Kuźniar.
(RAV, PAP)
NARCIARZE I TAK JEŻDŻĄ
Od początku sezonu zimowego trasa narciarska na południowym stoku Gubałówki jest formalnie zamknięta przez PKL. Rodzina Byrcynów posiada prywatne działki w obrębie tej trasy i nie zgadza się, aby PKL prowadziły jakąkolwiek działalność na ich gruntach.
"Dziennik Polski" 2006-01-24
Autor: ab