Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bez opisu, bez analiz

Treść

Brak opisu, skatalogowania i właściwego zabezpieczenia szczątków samolotu uniemożliwia dokonanie analizy ich rozrzutu – twierdzą naukowcy współpracujący z parlamentarnym zespołem smoleńskim.

Uczestnicy posiedzenia zajmowali się wczoraj protokołem z oględzin miejsca katastrofy sporządzonym przez funkcjonariuszy Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej 10 kwietnia 2010 roku. Trajektorię lotu podzielono na osiem części. Dokument zasadniczo różni się od tego, co podaje rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Rozbieżności dotyczą chociażby ilości odnalezionych części tupolewa. Z analizy protokołu oględzin wynika, że w pobliżu brzozy, z którą miało się zderzyć lewe skrzydło maszyny, znajdują się liczne fragmenty samolotu, a ich rozrzut zawiera się w promieniu 12 metrów od drzewa. Protokół oznacza ten obszar jako miejsce nr 1. O tych częściach jednak MAK nie wspomniał. Komisja pracująca pod kierunkiem gen. Tatiany Anodiny podaje tylko, że kilka szczątków lewego skrzydła zostało albo wbite w drzewo, albo na nim wisiało. Analiza punktu 2 dotyczy okolic niezamieszkałej posesji, znajdującej się w odległości kilkunastu metrów od brzozy. Według MAK, nie znaleziono tam żadnych szczątków maszyny, natomiast w protokole stwierdzono, że znajdowało się tam kilka rozrzuconych części samolotu. Rosyjscy śledczy twierdzą, że w pobliżu wąwozu zlokalizowano liczne fragmenty maszyny różnej wielkości. MAK zaś pisze, że znaleziono tam zaledwie pięć części maszyny. Protokół potwierdza, że różnej wielkości części oderwanego skrzydła zostały rozrzucone w promieniu około 10 m, o czym MAK jednak nie wspomniał.

Kulawa analiza

Szczątki samolotu nie zostały właściwie przez stronę rosyjską opisane, zinwentaryzowane i zabezpieczone. To, zdaniem dr. inż. Wacława Berczyńskiego z Filadelfii, wieloletniego pracownika koncernów lotniczych Bombardier i Boeing, utrudnia naukową analizę ich rozrzutu. – Nie mamy tu dokładnych danych. A ktoś powinien był to zrobić. Na tej podstawie można byłoby stworzyć symulację rozrzutu szczątków – ocenia. Doktor inż. Berczyński dodaje, że z powodu przetrzymywania wraku przeprowadzenie badań metalurgicznych jest poważnie utrudnione. – Z tego, co pozostało z samolotu, z jego fragmentów, można wywnioskować, czy elementy były zgniecione, rozerwane, zerwane, ściskane – wskazuje ekspert. Doktor Kazimierz Nowaczyk z Baltimore przypomniał z kolei, że ani komisja Millera, ani prokuratura nie brały udziału w zorganizowanym przez MAK oblocie. – Polacy nie oglądali miejsca katastrofy z lotu ptaka. To utrudniło im właściwe zlokalizowanie części maszyny – wskazał.

Fizyk przypomniał fragmenty dotychczasowych swoich analiz, szczególnie tych dotyczących ukrycia znaczenia punktu TAWS 38. Występuje w nim zastanawiająco duża różnica pomiędzy wysokością barometryczną – ponad 30 metrów – a wyznaczoną radiowysokościomierzem 12 metrów – z uwzględnieniem poprawki związanej z profilem terenu. W pozostałych punktach TAWS takie rozbieżności nie występują. – Ten TAWS 38 mówi nam, że samolot leciał wzdłuż kursu podejścia do lotniska. To oznacza, że samolot leciał wzdłuż tego kursu przez dwie sekundy, czyli 140 metrów od brzozy. Nie ma możliwości, by samolot, który utracił skrzydło przy brzozie, wpadł w beczkę i nie zmienił kursu – tłumaczy Nowaczyk. Jego zdaniem, ukrycie TAWS 38 przez komisję Jerzego Millera było działaniem intencyjnym. Zespół deklaruje, że złoży zawiadomienie do prokuratury w sprawie sfałszowania przez członków PKBWLLP dokumentu państwowego.

 Jadą badać brzozę

Oględziny wraku przeprowadzili, po ponad dwóch latach, biegli na zlecenie prokuratury wojskowej. Specjaliści dokonali też oględzin wszystkich elementów agregatów znajdujących się w pomieszczeniach na terenie lotniska Siewiernyj. Szczególny nacisk prac biegłych był położony na sposób deformacji skrzydła, które miało się oderwać w wyniku uderzenia w brzozę. Wszystkie przełomy skrzydła zostały sfotografowane i zmierzone. Jesienią ubiegłego roku – pod kątem analiz fizykochemicznych – zostały pobrane próbki z wraku. Trwa ich analiza.

Grupa polskich biegłych wraz z prokuratorem między 17 lutego a 8 marca będzie przebywać w Moskwie i Smoleńsku, gdzie dokona m.in. badań brzozy, o którą miał uderzyć rządowy tupolew tuż przed katastrofą w Smoleńsku.

Jak poinformował prokurator generalny Andrzej Seremet, podstawowym celem wyjazdu polskich ekspertów różnych specjalności i jednego prokuratora jest badanie fragmentów brzozy oraz oględziny skrzydła. – Głównym przedmiotem zainteresowania prokuratury (…) będzie właśnie owa brzoza oraz skrzydło. Dokonają na miejscu badań niezbędnych do tego, żeby wydać opinię w tym wątku, który jest – jak rozumiem i jak widzę, obserwując reakcje życia publicznego – jednym z takich wątków, który jest uznawany za kontrowersyjny – powiedział w TVP prokurator generalny. – Opinia tych biegłych będzie miała, jak myślę, w sposób przesądzający swoje znaczenie w tym wątku – dodał.

Próbka brzozy z okolic miejsca katastrofy została pobrana podczas działań w Smoleńsku prowadzonych przez polskich biegłych na przełomie września i października zeszłego roku. Zabezpieczono wówczas do dalszych badań dwa duże – po 160 cm – fragmenty brzozy, w którą – według raportu MAK i polskiej komisji Millera – miał uderzyć rządowy samolot, co miało być główną przyczyną rozbicia tupolewa. Dwa pobrane fragmenty pozostawiono w Moskwie. – Z uwagi na charakter tego dowodu, jego niepodzielność, badanie będzie prowadzone wspólnie przez polskich i rosyjskich biegłych – tłumaczył niedawno rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa. Informował także, że do Rosji przekazano już m.in. wykaz urządzeń koniecznych do przeprowadzenia tych prac.

Nasz Dziennik Piątek, 8 lutego 2013

Autor: jc