Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bez dowodów z Rosji śledztwo utknie w martwym punkcie

Treść

Z mec. Rafałem Rogalskim, pełnomocnikiem rodzin ofiar katastrofy: prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Marii Kaczyńskiej oraz parlamentarzystów - Przemysława Gosiewskiego, Janiny Fetlińskiej i Aleksandry Natalli-Świat, rozmawia Jacek Dytkowski
Otrzymał Pan zgodę na wgląd w akta śledztwa w Polsce?
- Mam przyznany do nich dostęp. Natomiast nie wolno mi robić fotokopii. Mogę z nich korzystać tylko na miejscu. Jest to bardzo czasochłonne i żmudne, zwłaszcza że czeka mnie teraz przejrzenie aż jedenastu tomów akt sprawy, przy czym stale ich przybywa. Moja praca polega więc na tym, że muszę przyjeżdżać do prokuratury, gdzie je czytam oraz sporządzam z nich notatki. Nie mogę natomiast robić kserokopii.
Które zagadnienia z akt szczególnie Pana interesują?
- Zwracam uwagę na wszelkie dokumenty związane ze stanem medycznym zwłok. Kolejne istotne kwestie to stan techniczny samolotu, jego przygotowanie do lotu, przygotowanie samych pilotów, nawigatora, logistyka, komunikacja z wieżą na lotnisku, komunikaty co do parametrów lotu. Poza tymi ogólnikami więcej zdradzić nie mogę ze względu na dobro śledztwa.
Ma Pan jakieś wątpliwości co do przeprowadzonej przez stronę rosyjską sekcji zwłok?
- Może nie tyle wątpliwości. Powiem w ten sposób, że ten temat jest bardzo ważny, bo stan zwłok może bardzo dużo powiedzieć. Nie twierdzę, że tak będzie w tym przypadku - i dlatego konieczne staje się sprawdzenie tego zagadnienia. Poza tym jest niezwykle mało informacji dotyczących tego materiału, właściwie nie posiadamy dokumentacji poświęconej sekcji zwłok czy też badaniom toksykologiczno-chemicznym. Strona rosyjska jeszcze jej nie udostępniła Polsce i nie wiadomo, czy to zrobi.
Janusz Walentynowicz, syn śp. Anny Walentynowicz, twierdzi, że polska prokuratura utrudniała dostęp do akt jednemu z pełnomocników rodzin...
- Nie ująłbym tego w taki sposób. Otóż, po naszym pierwszym spotkaniu z prokuratorem ustalono, że dostęp będzie zapewniony, w tym możliwość robienia fotokopii, ale w międzyczasie okazało się, iż akta muszą zostać przekazane do sądu ze względu na wniosek prokuratury o zniszczenie materiałów z powodu zagrożenia epidemiologicznego. Pamiętamy, że sąd się do tego nie przychylił. Miała być również zgoda na sporządzanie fotokopii, a w międzyczasie powstały koncepcje, żeby prokuratorzy w większym gronie przeprowadzili rozmowę ze mną oraz mec. Piotrem Pszczółkowskim, który podobnie jak ja reprezentuje Jarosława Kaczyńskiego. Wszystko to spowodowało pewne wstrzymanie udostępnienia akt. Natomiast nie nazywałbym tego zakazem. Dlatego że formalnie nic takiego nie sformułowano, tylko powstały w ciągu kilku dni takie specyficzne okoliczności. Prokuratorzy wojskowi starają się być bardzo życzliwi i pomocni. Oby tak zostało. Zależy mi na dobrej współpracy ze śledczymi wojskowymi.
Będą Państwo ubiegać się o dostęp do akt rosyjskiego śledztwa?
- Prawdopodobnie tak, natomiast pojawia się w tym przypadku pewien problem. Zgodnie z art. 42, ust. 2, pkt. 12 rosyjskiego kodeksu postępowania karnego uprawnienie do przeglądania akt przez pokrzywdzonego lub wykonującego jego prawa przysługuje dopiero po zakończeniu śledztwa. Może więc pojawić się tutaj problem, niemniej będziemy czynić starania, aby otrzymać akta wcześniej.
Interesują Pana oryginalne zapisy czarnych skrzynek?
- Ależ oczywiście. Interesują mnie tylko oryginalne zapisy, względnie kopie, ale takie, gdzie nic nie będzie budziło wątpliwości, że nie odpowiadają pierwowzorom. Nie mówię tutaj o samych stenogramach, ponieważ one nie interesują ani mnie, ani prokuratorów.
W jakiej sytuacji będą polscy prokuratorzy, jeśli Rosjanie rzeczywiście nie przekażą nam nawet kopii rekorderów?
- Sytuacja jest taka, że w świetle umowy polsko-rosyjskiej z 1996 r. o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych one mogą, ale nie muszą nam być wydane czy też wypożyczone. Toczy się śledztwo na terenie Rosji - trzeba pamiętać tutaj o Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który jest - można tak powiedzieć - pomocniczy wobec ustaleń prokuratury. Osobiście podszedłem z dużą rezerwą do rzetelności raportu przedstawionego przez MAK, np. do stwierdzenia, że lotnisko było dobrze przygotowane. Chociażby słynne już opublikowane zdjęcia wkręcania żarówek na lotnisku po katastrofie czy też brak systemu naprowadzania ILS - w sposób oczywisty przeczą tej tezie. Z kolei zrzucanie całej winy na pilotów uważam na przedwczesne. Prawidłowy bieg postępowania może opierać się na uruchomieniu pewnych kanałów dyplomatycznych, żeby Rosja wydała nam te skrzynki w sytuacji, gdy procedury prawne zawiodą. Będzie to sprawdzian skuteczności najwyższych organów naszego państwa, przekreślenia politycznej poprawności na rzecz dotarcia do prawdy bez zważania na użyte przy tym środki. Rejestratory lotów są niezbędne, ponieważ bez nich nasze śledztwo pod tym względem w ogóle nie ruszy. Dlatego że polscy prokuratorzy nie mogą i nie będą się opierać wyłącznie na przesłanych przez Rosjan stenogramach. Konieczne będzie tutaj przeprowadzenie stosownych ekspertyz co do autentyczności, nienaruszalności i braku jakichkolwiek ingerencji. Procesem rządzi zasada bezpośredniego zapoznania się z dowodem, i w tak precedensowej sprawie będzie musiała ona mieć zastosowanie, zwłaszcza w odniesieniu do tak ważnego dowodu. Stenogramy z punktu procesowego nic nie znaczą - papier wszystko przecież może przyjąć. Bardzo ubolewam, że nie doszło do wynegocjowania przez stronę polską wspólnego śledztwa polsko-rosyjskiego. Polska prokuratura czyni ogromne starania w celu wyjaśnienia katastrofy, wykonała już mrówczą pracę, ale bez dowodów z Rosji śledztwo stanie.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-05-24

Autor: jc