Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ani ojciec, ani matka, tylko "inna osoba"

Treść

Stworzenie nieznanej do tej pory w prawie polskim instytucji w postaci tzw. prawa osoby innej do kontaktu z dzieckiem oraz znaczne zwiększenie zakresu ingerencji instytucji państwowych - w sytuacjach, gdzie interweniować mógł dotychczas tylko sąd - w relacje rodzinne przewiduje przygotowana przez rząd ustawa o ratyfikacji przez Polskę Konwencji w sprawie kontaktów z dzieckiem. Prawnicy specjalizujący się w prawie rodzinnym zwracają uwagę, że jedną z konsekwencji ewentualnego przyjęcia tego dokumentu może być narażenie dziecka na przymus funkcjonowania w środowisku układu jednopłciowego. Może zatem dojść do paradoksalnej sytuacji, iż mimo że w Polsce prawa małżeńskie zarezerwowane są dla mężczyzny i kobiety, to po ewentualnym rozpadzie rodziny o prawo do kontaktów z dzieckiem będzie mógł występować nowy partner rodzica, niewykluczone, że homoseksualny. - Konwencja powinna być dokładnie zbadana pod kątem zgodności z polskim prawem rodzinnym - zwraca uwagę Konrad Szymański, prawnik z wykształcenia, poseł Parlamentu Europejskiego. - Jest to delikatna sfera prawodawstwa, która ostatnio w coraz większym stopniu różnicuje się w krajach europejskich, głównie z uwagi na wprowadzenie w niektórych krajach europejskich instytucji partnerstwa lub nawet małżeństwa homoseksualnego - tłumaczy Szymański. Dodaje, że wśród 47 krajów Rady Europy ratyfikowało ją zaledwie 5. Artykuł 5 Konwencji przewiduje możliwość ubiegania się o ustalenie kontaktów z dzieckiem przez "inne osoby", które swój wniosek mogą uzasadnić związkami wynikającymi z pokrewieństwa lub - i tu uwaga - z faktycznych relacji niezwiązanych z pokrewieństwem. Jest to zapis bardzo dwuznaczny, ponieważ nie precyzuje, co miałoby oznaczać owo prawo dzieci do kontaktu z "innymi osobami". Jak można interpretować ten artykuł? - Polski kodeks rodzinny przewiduje coś takiego jak "prawo kontaktu" - przypomina mecenas Piotr Kwiecień. - Rzecz w tym, że dotychczasowa wykładnia tego uprawnienia czy też jego stosowanie, ograniczało się do kręgu rodzinnego lub ewentualnie do kręgu osób związanych z opieką nad dzieckiem. Natomiast można przypuszczać - ale nie chciałbym się wypowiadać w sposób kategoryczny - że konstrukcja, którą wprowadza Konwencja, nie mogłaby być wykorzystywana do osłabiania więzi rodzicielskich na rzecz więzi z innymi osobami, z którymi dziecko w jakiś sposób nawiązuje łączność i wchodzi w pewne relacje emocjonalne - mówi Kwiecień. Jego zdaniem, konsekwencje wejścia w życie tych zapisów Konwencji mogą być różnorodne, trudne teraz do przewidzenia, włącznie z przysposabianiem dzieci przez osoby homoseksualne. Konwencja w sprawie kontaktów z dziećmi została opracowana w ramach Rady Europy przez komitet ekspertów prawa rodzinnego działający pod auspicjami Europejskiego Komitetu Współpracy Prawnej. Tak zwane otwarcie Konwencji do podpisu nastąpiło 15 maja 2003 r. w Strasburgu. Do tej pory ratyfikowało ją zaledwie pięć państw. Obecnie nad jej ratyfikacją pracuje polski Sejm. Dokument po pierwszym czytaniu odesłano do prac w podkomisji. Zapisy Konwencji dotyczą przede wszystkim tzw. kontaktów transgranicznych i są poniekąd skutkiem otwarcia granic w obrębie UE i szeroko rozpowszechnionej migracji zarobkowej. W uzasadnieniu konieczności ratyfikacji Konwencji czytamy: "Migracji zawsze towarzyszy ryzyko pewnych negatywnych skutków. Niebezpieczeństwo dotyczy w pierwszym rzędzie osłabiania więzi rodzinnych, trwałości instytucji rodziny oraz braku jej stabilności i wzrasta, jeżeli dominującą grupą osób migrujących są ludzie młodzi, dopiero rozpoczynający życie rodzinne i budujący ekonomiczne podstawy jego funkcjonowania. (...) Ponieważ rozpad rodziny zawsze powoduje problemy związane z wykonywaniem praw i obowiązków wobec dzieci, istnieje potrzeba wzmocnienia mechanizmu zabezpieczania więzi i kontaktu dziecka odseparowanego od jednego z rodziców lub rodziny, w szczególności gdy rodzic i dziecko mieszkają w różnych krajach". Konwencja ma te kwestie regulować prawnie, tworząc sieć międzynarodowej współpracy w celu stworzenia systemu zabezpieczeń i gwarancji powrotu dziecka po okresie takiego kontaktu. Przepisy dokumentu odnoszą się ponadto do kontaktów rozumianych nie tylko jako pobyt lub spotkanie dziecka z uprawnioną osobą, lecz również jako każdą formę komunikacji i informacji między dzieckiem i uprawnionymi do tego osobami. Kluczowym problemem tzw. wykonywania uprawnień do kontaktu z dzieckiem ma być zabezpieczenie powrotu dziecka po okresie tego kontaktu. Konwencja rozwiązuje ten problem, zobowiązując państwa do stosowania odpowiednich środków gwarantujących powrót oraz przedstawiając ich możliwy katalog. Przepisy Konwencji miałyby mieć zastosowanie do wszelkich kontaktów z dzieckiem, szczególnie jednak odnosząc się do tych o charakterze międzynarodowym. Do chwili obecnej dokument został ratyfikowany tylko przez kilka państw europejskich: Albanię, Czechy, Rumunię, San Marino oraz Ukrainę, a podpisało ją kolejnych kilkanaście, w tym Austria, Belgia, Chorwacja, Grecja i Włochy. Polska podpisała Konwencję 24 września 2003 roku. Czy Polska powinna ratyfikować ten dokument? Zdaniem prawodawców wnioskujących o ratyfikację, ma on rozwiązać problemy rodziców bezskutecznie usiłujących nawiązać kontakt ze swoim dzieckiem poza granicami kraju. Ponadto przez "poszerzenie kategorii osób, które będą mogły ubiegać się o prawo do kontaktów z dzieckiem", miałyby utrwalać się więzi rodzinne. Nasuwa się jednak pytanie, czy nie jest to zbyt duża ingerencja państwa w rodzinę oraz prawne utrwalanie patologii rozwodowej. Jest to próba neutralizacji palącego problemu społecznego: zamiast zaproponować konkretne środki, przeciwdziałające rozwodom i zapobiegające u źródła osłabianiu rodziny, proponuje się lukrowanie skutków tej patologii. Przykładowo, Konwencja jako najbardziej preferowaną formę ustanawiania kontaktów osób uprawnionych z dzieckiem zaleca zawieranie polubownych porozumień w sprawie kontaktów. Jednak w sytuacji, gdy zawarcie dobrowolnej umowy nie będzie możliwe, przewidziane są różne bardziej radykalne środki. Grozi to więc narażeniem dzieci, skrzywdzonych już tragedią rozwodu rodziców, na kolejne przykre doświadczenia w postaci agresywnej walki o ich uczucia przy pomocy agend państwowych, a nawet międzynarodowych. - Nie może dziwić powstanie dokumentu regulującego kwestię kontaktów rozwiedzionych rodziców z dziećmi w sytuacji, gdy z jednej strony rozwody stały się dramatycznym znakiem rozpoznawczym naszych czasów, a z drugiej migracje między krajami (zwłaszcza wewnątrz Unii Europejskiej) są na porządku dziennym - tłumaczy ks. dr Piotr Kieniewicz z Katedry Teologii Życia z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. - W kontekście powstania niniejszej Konwencji warto jednak zwrócić uwagę, że w prawodawstwie europejskim brak jest jakichkolwiek inicjatyw, które byłyby ukierunkowane na umocnienie trwałości małżeństw i które stopniowo prowadziłyby do sytuacji, w której przepisy takie jak niniejsza Konwencja są po prostu niepotrzebne. Przeciwnie, promuje się działania destrukcyjne wobec instytucji małżeństwa i rodziny - dodaje ks. Kieniewicz. - Dostrzegam w tych przepisach ważną możliwość zaspokojenia kontaktów rodzicielskich. Dzisiaj Polak, który związał się np. z Brytyjką i ma z nią dziecko, kiedy wraca do kraju, praktycznie z dnia na dzień traci prawo do relacji z dzieckiem, które jest obywatelem brytyjskim i ma paszport brytyjski. Więc tego typu zapis mógłby pomagać polskim obywatelom w ich relacjach z własnymi dziećmi. Natomiast czy będzie wykorzystywany również przez homoseksualistów - przypuszczam, że może być taka próba. Moim zdaniem, to praktyka stosowania tych zapisów będzie miała decydujące znaczenie dla oceny, czy są one korzystne dla rodzin, czy też przeważy skłonność do wykorzystywania tego typu regulacji prawnych przez środowiska homoseksualne - podsumowuje mecenas Piotr Kwiecień. Adwokat Paweł Śliwa podchodzi do zapisów Konwencji dużo bardziej krytycznie, widząc w niej próbę mnożenia przepisów o podobnej treści, a nade wszystko - nieuprawnioną ingerencję państwa w stosunki wewnątrzrodzinne. - Konwencja ta stanowi głęboką ingerencję państwa w struktury wewnątrzrodzinne. Prawo dziecka do rodziny oznacza uprawnienie do styczności z matką i z ojcem. Żaden akt prawny nie zlikwiduje problemu, jaki powstaje w wyniku rozpadu rodziny, a zatem nie można uznać, iż ratyfikowanie tej konwencji przyniesie rozwiązanie w tym zakresie - twierdzi Śliwa. Jego zdaniem, prawa dziecka oraz jego kontakty z rodzicami są już wystarczająco uregulowane w polskim prawie. Maria S. Jasita "Nasz Dziennik" 2008-10-27

Autor: wa