Przejdź do treści
Przejdź do stopki

ABW przeszukała ludzi Macierewicza

Treść

"Pewne nieprawidłowości" - to pretekst, pod którym na polecenie Prokuratury Krajowej funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeszukali wczoraj mieszkania osób związanych z komisją weryfikacyjną WSI, w tym Piotra Bączka, członka komisji i byłego rzecznika Antoniego Macierewicza, oraz innego członka komisji - Leszka Pietrzaka. Zdaniem Macierewicza, cała akcja to próba zastraszenia członków komisji pracujących nad weryfikacją WSI. Jacek Kurski, członek komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne, którego Bączek był ostatnio asystentem, przypomina o analogicznej sprawie zatrzymania Marcina Tylickiego, asystenta Józefa Gruszki (PSL), z komisji śledczej ds. Orlenu pod wyssanymi z palca zarzutami. Jego zdaniem, to próba wywarcia nacisku na opozycyjnych członków komisji. Jak ujawnił wczoraj rano Antoni Macierewicz, funkcjonariusze ABW przeszukali mieszkanie Piotra Bączka, członka komisji weryfikacyjnej i byłego rzecznika Antoniego Macierewicza, gdy był on wiceszefem MON nadzorującym likwidację Wojskowych Służb Informacyjnych. Jak się szybko okazało, podobne działania ABW przeprowadziła również w mieszkaniach trzech innych osób, w tym Leszka Pietrzaka, tak jak Bączek - członka komisji weryfikacyjnej WSI. - To próba zastraszenia członków komisji. Chodzi o to, by uniemożliwić jej prace - uważa Antoni Macierewicz. Funkcjonariusze ABW mieli zachowywać się agresywnie, doszło do szarpaniny z dziennikarzami, telewizji publicznej uniemożliwiono nagrywanie. Przeszukania i czynności wykonywane przez funkcjonariuszy ABW w gospodarstwie należącym do Piotra Bączka pod Warszawą w okolicach Góry Kalwarii trwały od wczesnych godzin porannych do późnego popołudnia. Obecni na miejscu zdarzenia dziennikarze TVP, którym w brutalny sposób uniemożliwiono wykonywania zawodu, zabierając kamerę telewizyjną, telefony i zmuszając do poddania się poniżającej rewizji, zaobserwowali, że do domu Bączka wniesiono urządzenie do kopiowania dokumentów. Anita Gargas z TVP potwierdziła, iż dziennikarzom zarekwirowano kamerę, zrewidowano ich i zabrano im telefony komórkowe oraz prywatne pamięci pendrive. Podobnie długo trwały przeszukania u innego członka komisji weryfikacyjnej Leszka Pietrzaka. Na fakt, że rzekome śledztwo prokuratury może być tylko pretekstem usprawiedliwiającym próbę zastraszania członków komisji weryfikacyjnej wskazuje to, iż Pietrzaka nawet nie oddano do dyspozycji prokuratora. A to oznacza, że przeprowadzona rewizja mogła służyć jedynie "szukaniu haków". "Nie przedstawiono mi żadnych zarzutów karnych ani nie oddano do dyspozycji prokuratora" - napisał Pietrzak w specjalnym oświadczeniu. Jak podkreślił, uniemożliwiono mu ustanowienie świadka asystującego przy czynności przeszukania. "Pozbawiono mnie oraz moją nieletnią córkę telefonu komórkowego i zakazano prób łączności ze światem zewnętrznym" - dodał. Leszek Pietrzak nadmienił także, że wbrew jego woli zakazano mu opuszczać mieszkanie. "Ponadto funkcjonariusze ABW poświęcili znaczną ilość czasu na przeszukanie rzeczy osobistych mojej 12-letniej córki, w tym piórnika oraz szkolnego tornistra" - zaznaczył. Dodał, iż wczorajsze przeszukanie uniemożliwiło mu wykonanie zaplanowanych prac w komisji weryfikacyjnej. Jak poinformował Pietrzak, z okazanych mu przez funkcjonariuszy ABW dokumentów wynika, że śledztwo jest prowadzone przeciwko Aleksandrowi Lichockiemu, oficerowi wojskowych służb specjalnych PRL, oraz dziennikarzowi Wojciechowi Sumlińskiemu z paragrafu kodeksu karnego dotyczącego płatnej protekcji. Według "Rzeczpospolitej", mieli oni przekazać pracownikom Agory tajny aneks do raportu o działalności WSI. Nikomu nie postawiono zarzutów, a wszystko wskazuje na to, że śledztwo i wykonane czynności - jak twierdzą posłowie opozycji - mają charakter pozamerytoryczny. - Sprawa dotyczy w pewnym zakresie postępowania z informacjami niejawnymi - powiedział PAP prokurator Robert Majewski z warszawskiego biura ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Dodał, że dopóki czynności nie zostaną zakończone, niewiele może powiedzieć - tym bardziej że śledztwo jest objęte klauzulą niejawności. Majewski ujawnił również, że podstawą śledztwa, wszczętego po złożonym doniesieniu (którego autora nie ujawnił), jest bądź art. 230, bądź 231 kodeksu karnego. Pierwszy przewiduje karę od 6 miesięcy do 8 lat więzienia za płatną protekcję, czyli za powoływanie się na wpływy w instytucji państwowej i podjęcie się pośrednictwa w załatwieniu sprawy w zamian za jakąś korzyść. Drugi przewiduje do 3 lat więzienia dla funkcjonariusza publicznego, który przekracza swe uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków. Tymczasem PiS żąda zwołania w trybie nadzwyczajnym posiedzenia sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, a także wyjaśnienia, czy doszło do inwigilacji Piotra Bączka. To bowiem może oznaczać, że podsłuchiwano rozmowy Bączka z posłem Jackiem Kurskim, członkiem sejmowej komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne. Bączek w ostatnim czasie pracuje w charakterze asystenta Kurskiego. - Gdyby w poprzedniej kadencji taka sytuacja miała miejsce, że jeśli u jednego z ekspertów któregoś z posłów działających w komisji śledczej byłoby przeszukanie ABW, to PO podniosłaby wielkie larum, byłyby wielkie apele w sprawie łamania standardów demokracji, "putinizacji" - mówił poseł Mariusz Kamiński, rzecznik prasowy PiS. Zdaniem samego Kurskiego, to próba zastraszenia członków komisji weryfikacyjnej i szykan wobec opozycyjnych członków komisji śledczej. On sam domaga się wyjaśnienia, czy był podsłuchiwany. - Widzę analogię ze sprawą Marcina Tylickiego - mówi Kurski. Marcin Tylicki to były asystent Józefa Gruszki, przewodniczącego komisji śledczej ds. PKN Orlen. ABW zatrzymała Tylickiego pod zarzutem rzekomego szpiegostwa na rzecz Rosji, a całą sprawę wykorzystano do przeszukania pomieszczeń poselskich i inwigilacji samego Gruszki. Zarzuty zostały uznane przez sąd za bezzasadne. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-05-14

Autor: wa