Przejdź do treści
Przejdź do stopki

90. urodziny prof. Tadeusza Ulewicza

Treść

Z wyrazami hołdu, szacunku, wielkiej sympatii i zaciągniętego intelektualnego długu - stawili się wczoraj w auli Collegium Maius UJ poloniści, wychowankowie prof. Tadeusza Ulewicza, legendarnej postaci krakowskiej i polskiej humanistyki, aby uczcić jego 90. urodziny (minęły 4 sierpnia). Acz, słuchając Jubilata, który z niesamowitą werwą, temperamentem i polotem - i naturalnie z gigantyczną erudycją - przemówił na zakończenie części oficjalnej, można w ową datę urodzenia nie uwierzyć. Nic tedy dziwnego, że życzono prof. Ulewiczowi stu lat z pełnym przekonaniem, że on na te urodziny stawi się w formie równie wybornej. Mówili o tym rektor UJ prof. Karol Musioł, podkreślając, że znacznie uboższa byłaby polonistyka UJ, gdyby Tadeusz Ulewicz wybrał się na studia gdzie indziej, dziekan polonistyki prof. Jacek Popiel (- Czego można Panu Profesorowi życzyć, byśmy za 10 lat w tej samej sali mogli widzieć Pana Profesora w tym samym fotelu - i mogli składać panu najserdeczniejsze życzenia...) i kierownik Katedry Historii Literatury Staropolskiej prof. Andrzej Borowski. To pod jego kierunkiem dr Jakub Niedźwiedź przygotował okolicznościową księgę jubileuszową, która wczoraj trafiła do rąk Jubilata - obok medalu od rektora, listu od kardynała Stanisława Dziwisza, odczytanego przez ks. prof. Jana Machniaka z Papieskiej Akademii Teologicznej. Oprócz niezliczonej ilości kwiatów, jakie odbierał wielki profesor od środowiska naukowego, były delegacje także innych uczelni i od przedstawicieli władz - wiceprezydent Krakowa Elżbiety Lęcznarowicz i dyrektora Wydziału Kultury Stanisława Dziedzica, niegdyś studenta Jubilata. O jego dorobku mówił w okolicznościowej laudacji prof. Borowski, wskazując na epokowe prace poświęcone Kochanowskiemu oraz związkom Polski i Italii, podkreślając niebywały wpływ na kolejne pokolenia badaczy. O prof. Ulewiczu jako autorytecie i osobowości, o jego rzetelności badawczej i traktowaniu filologii jako pasji wspominał Krzysztof Koehler, poeta i obecny szef TVP Kultura, ostatni magistrant uczonego. Ten, po zabraniu głosu - jak przyznał, głęboko wzruszony - dziękował ojcu, że wysłał go do krakowskiego klasycznego Gimnazjum im. św. Jacka (bo tam uczył się 8 lat łaciny, 5 lat greki, 7 - niemieckiego), po czym wplótł we wspomnienia rozmaite wątki i refleksje, dotyczące zarówno dziejów pradawnych, jak i współczesności. - Z przerażeniem nieraz myślę, że koniec świata leży teraz w rękach człowieka... A chciał zakończyć, co czyni z lubością, jakimś kawałem, do czego jednakże dziekan Popiel, widać znając sarmacki charakter owych dowcipów, nie dopuścił. Przy winie, jakim następnie wznoszono toast za Jubilata, już pewnie dowcipów i anegdot nie brakło. (WAK) Ów Ulewicz w anegdocie Prof. Tadeusz Ulewicz należy do najbarwniejszych postaci Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przypomina go Teresa Bętkowska, autorka rozdziału poświęconego profesorowi w książce "Uczeni przed lustrem". Dwa charakterystyczne powiedzonka profesora to "zostawmy na boku" oraz "ładne". To drugie, jak wyjaśnia Bętkowska, wyraża "satysfakcję, radość, wzruszenie - coś, czym warto się z kimś podzielić". Obu często używa podczas opowiadania anegdot, z których słynie. A do "ładnych" historii prof. Ulewicz ma szczególnie wyczulone ucho, znakomitą pamięć i niebywałą umiejętność opowiadania. Profesor, dzieląc się anegdotami, często zaśmiewa się "serdecznie, głośno, wręcz tubalnie" - pisze Bętkowska. Bo i jest z czego - choćby, gdy na przykład opowiada o tym, jak pewien student, nieświadomy, że rozmawia ze znakomitym bibliografem, nazwał Estreichera "straszną k...". Już na egzaminie profesor wpisał studentowi do indeksu ocenę "dostateczną", po czym powiedział: "To, aby pan wiedział, że k... za darmo nie daje", po czym wyrzucił go z sali. "Anegdota, dowcip, kawał" to niemal hobby profesora. Ale mnóstwo zabawnych historii krąży też o samym Jubilacie. Jedna z nich, bodaj najsłynniejsza, dotyczy językoznawczych zainteresowań profesora. Jak czytamy u Bętkowskiej, "wielu studentów polonistyki (a sumiennie przeegzaminował ich z górą jedenaście-trzynaście tysięcy!) w indeksie ma zresztą dowód tej ostatniej pasji. Prócz noty z egzaminu profesor Ulewicz dopisywał studentkom żeńską końcówkę rodzajową do nazwiska. "- Czy dziś też by pan dopisał owe '-ówna", '-anka", '-owa"? - Jasne, skoro brak rodzajnika - jak w językach romańskich czy niemczyźnie. Rodzajnik musi być, wiadomo przecież, co jest warta końcówka, zwłaszcza... ta męska (przepraszam za sarmacki kawał, proszę wybaczyć rubaszność). No, ale już na serio, jakby pani powiedziała: Kowalski wyszła za mąż za Potocki?!". (MW) "Dziennik Polski" 2007-10-30

Autor: wa