Przejdź do treści
Przejdź do stopki

350 krzyży

Treść

- Otrzymujemy dużo telefonów od rodzin z całego kraju zainteresowanych ekshumacjami - informuje nas dr hab. Krzysztof Szwagrzyk z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, który kieruje pracami. Instytut apeluje o kontakt do bliskich ofiar, aby pomogli potwierdzić ich tożsamość.

W rozpoczętych w ubiegłym tygodniu ekshumacjach uczestniczą lekarze medycyny sądowej z Wrocławia. Szczątki po wykopaniu są składane w prowizorycznej pracowni w baraku ustawionym na cmentarzu, gdzie po ułożeniu są dopasowywane i poddawane analizie medycznej. Wówczas pobierane są także próbki do badań DNA.
- Większość więźniów była chowana w drewnianych skrzyniach, ale odkryliśmy już, a to dopiero początek prac, że niektórzy zostali pochowani nieprawidłowo, na boku, bez trumny, czyli byli wrzucani do grobu - mówi Szwagrzyk. Więźniowie byli także chowani w ubraniach i butach. - W Warszawie na przykład więźniów chowano prawie zawsze nago lub w bieliźnie i bez obuwia. We Wrocławiu było inaczej - zaznacza historyk.
Uczestniczący w pracach lekarz zakładu medycyny sądowej Łukasz Szleszkowski powiedział, że są one podzielone na kilka części. Jako pierwsi wkraczają archeolodzy, którzy wykopują szczątki, następnie trafiają one do laboratorium. - Tu następuje oczyszczanie szczątków i układanie ich w porządku anatomicznym - to jeszcze zadanie antropologa. Później następują szczegółowe oględziny sądowo-lekarskie, czyli szukanie, jakich kości brakuje, ocena stopnia zachowania szczątków i opis cech charakterystycznych, w tym anomalii anatomicznych. Oczywiście szukamy też obrażeń: złamań, śladów po kuli - mówi Szleszkowski.
Prace prowadzone na dwóch polach zmierzają do ekshumacji ponad 350 więźniów, którzy albo zmarli we wrocławskich więzieniach, albo zostali rozstrzelani w latach 1945-1956. - Znamy nazwiska i tożsamość pochowanych tu ludzi. W większości przypadków potrafimy wiele powiedzieć o ich życiorysach - podkreśla dr hab. Krzysztof Szwagrzyk.
W tych kwaterach pochowano m.in. członków WiN, oficerów Wojska Polskiego i żołnierzy Armii Andersa, uczestników Powstań Śląskich i Powstania Warszawskiego, żołnierzy z Brygady Świętokrzyskiej NSZ oraz uczestników wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku. Ofiary pochodziły z całej Polski. Są wśród nich m.in.: Eugeniusz Werens, lat 30, ps. "Pik", żołnierz AK-WiN, stracony w 1947 r.; Mieczysław Bujak ps. "Gryf", żołnierz AK, powstaniec warszawski, stracony w 1951 r. w więzieniu na ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu; Władysław Czarnecki, lat 28, ps. "Luśnia", żołnierz NSZ, skazany pod fałszywym zarzutem dokonania sabotażu i stracony w 1949 r.; Henryk Urbanowicz ps. "Szczaw", "Zabawa", żołnierz AK okręgu wileńskiego, stracony w 1949 r.; Ludwik Marszałek, lat 36, ps. "Zbroja", żołnierz okręgu wrocławskiego WiN, stracony w 1948 roku.
Szwagrzyk podkreśla, że celem prac ekshumacyjnych jest to, aby ofiary represji miały swoje, a nie symboliczne groby, z imieniem i nazwiskiem, datą śmierci na płycie nagrobnej oraz informacją, kim był pochowany. Prace mają doprowadzić do utworzenia Kwatery Wojennej Ofiar Terroru Komunistycznego.
Cmentarz Osobowicki i tak jest szczególnym miejscem, ponieważ na polach, gdzie grzebano więźniów politycznych w latach 1945-1956, później nie pochowano już innych osób. Ponadto władze cmentarza odnotowywały w swoich księgach każdy z pochówków. W latach 1945-1956 na 22 polach spoczęło tu blisko 840 osób.
Zenon Baranowski

Nasz Dziennik Wtorek, 18 października 2011, Nr 243 (4174)

Autor: au